Dziś o sztuce spadania, upadania, kręcenia i chodzenia po dachach. Czyli trauma pełną gębą. A i jeszcze będzie także całkiem sympatyczne zjeżdżanie na pupie.
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...
POJAZD NIE WYTRYBIŁMiałem wtedy jakieś 10, no może 12 lat. Ale nie więcej. Lato, przyjechałem z rodzicami na wakacje nad morze, do Ustki. Ponieważ w Słupsku mam rodzinę, zabraliśmy ze sobą mojego kuzyna, rówieśnika. Rodzice wynajęli nam te gokarty napędzane siłą nóg. No i lans, skóra, fura i komóra. Kuzyn wpadł na pomysł ścigania się. No ok, pomyślałem i dodałem do pieca. Cholera, tylu ludzi chodziło po tej ścieżce rowerowej, więc wymijałem jak mogłem. W pewnym momencie wyjechała pani z wózkiem dziecięcym. Ja jechałem chyba ze 30 km/h, co jednak jest szybko. Gwałtownie skręciłem w lewo.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą