Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy XI

66 318  
124   27  
W dzisiejszym, pojubileuszowym, odcinku wystąpi - jak zawsze niezawodna i niezastąpiona - Behap...wiadomoco ;) A ponadto Bojownictwo (czy też raczej Glonojadztwo :C) odbędzie szkolenie z zakresu technik sprzedaży.
...Się Państwo częstuje :)


Pewnego razu, latem, robiliśmy dwa przepusty w poprzek drogi. Nie jakieś tam rury, tylko solidne, żelbetowe kanały dwa na dwa i pół metra w wysokim nasypie, więc i wykopy musiały być nie byle jakie. Do wykonania tychże zaangażowałem cud enerdowskiej techniki - koparkę UDS 214 na - ważne - samochodowym podwoziu.
Przepusty były dwa w odległości około dwustu metrów jeden od drugiego. Odcinek jezdni był zamknięty, słoneczko świeciło, ptaszęta kwiliły, Czerwone Brygady radośnie i wesoło robiły prace przygotowawcze, ja niwelowałem i koordynowałem całość, samochody odwoziły urobek, a koparka kopała. Ot, cud miód - jak na propagandowym plakacie.
Jak każda budowa, również ta nie obyła się bez wizyty prezesa, naszego słoneczka najjaśniejszego, cymbała, besserwiessera i figuranta, który na wszystko miał doskonałe pomysły, a na nic nie miał pieniędzy. Przyjechał on otóż pewnego dnia i przywiózł z sobą mojego i Brygad szczerego ulubieńca, naturalnego syna, spłodzonego przez Forresta Gumpa z samiczką misia koala, odpustowe dziwadełko i firmowego clowna - Behapizdę.
Podjechali pod pierwszy przepust, wysiedli…

Behapizda w pełnym rynsztunku - kamizelka, kask, rękawice, aparat fotograficzny plus kapownik, na twarzy mars, a w głowie jak zwykle czarna dziura. Podszedłem, witam się, pokornie przyjmuję zjebkę za brak atestu dla drabiny (nawet kretyn nie zauważył, ze była spawana na budowie i jedyną instancją, która mogłaby wydać atest, był spawacz Gerard zwany Iksmenem). Koparka, na szczęście, była przy drugim wykopie, robiąc jakieś poprawki, więc póki co nic nie groziło za:
- Prawdopodobny brak uprawnień przy sobie;
- Stanie łapami w odległości od krawędzi wykopu mniejszej niż przepisowa;
- Zdemolowane ogrodzenia wykopu i totalny brak tabliczek ostrzegawczych;
- Wycieki oleju z hydrauliki;
- Przenoszenie urobku nad głowami ludzi w wykopie;
- Ładowanie na samochód podczas przebywania w nim kierowcy;
- Palenie papierosa w trakcie obsługi maszyny
- … itd. - nie widziałem z tej odległości więcej, ale to wystarczyło, żebym się stał o pięć stówek lżejszy w razie czego, a byłem pewien, że Czerwone Brygady te akurat przepisy BHP - jak zresztą wszystkie inne - przechowują w pewnym dość ciemnym miejscu, gdzie to i wytrzymać trudno, i wychodzić - niepolitycznie.

Behapizda, jak zwykle przejęty swoją dziejową misją, pofotografował, popisał w kołonotatniku siermiężnym kopiowym ołówkiem, opi*rdolił Naftę za brak klina w siekierce i podniósł swój wzrok zmęczonego sokoła w stronę drugiego wykopu. Ja też. Prezes też. Oto, cośmy ujrzeli:
Koparkiewicz najwyraźniej skończył robotę, bo wyjechał spod wykopu i właśnie lawirował, by ustawić maszynę przodem w naszą stronę. Kiedy się to udało, samochód zaczął wolno jechać w naszą stronę… Behapizda, uspokojony, wyciągnął Fajranta, ja mu usłużnie (pięć stów!) przypaliłem, stoimy i gadamy.
Koparka jedzie. Ludzie pracują. Słońce świeci jasno, ptaszęta kwilą w łozinach - normalnie jak na propagandowym plakacie. Nadzór stoi i oświeca masy pracujące. Nagle…

Behapizda rzuca się do wykopu… Wrzeszczy coś jak opętany, zjeżdża na tyłku po glinie, staje na nogi, pluje piaskiem, wdrapuje się na przeciwległą skarpę, trzy razy zjeżdża, wrzeszczy cos niezrozumiałego… Czerwone Brygady stoją i patrzą, ja wzruszam ramionami, co mu kurde jest? Upał mu wiatr słoneczny w czaszce zagotował? Bekhapizda wisi na gliniastej skarpie wykopu, jakieś sześć - siedem metrów ode mnie, wrzeszczy coś w rodzaju "EEezzzzieeee!!!!!!".

- Co tego debila poj*bało? - pyta prezes. - Gumiora drze jak jakiś pier*olony poseł… Sławek, co ta pi*zda właściwie wrzeszczy?
- Coś jakby "Jedzie", panie prezesie - odpowiadam. No jedzie, kurde, i co - myślę patrząc na będącą jakieś 30-40 metrów od nas, jadącą prosto na nas koparkę… Jakoś mnie kompletnie nie zdziwił brak kierowcy w szoferce, po prostu przeszedłem nad tym do porządku…

Któryś pracownik z dołu popchnął Behapizdowe dupsko kawałkiem kantówki, facet wylazł, utytłany w glinie jak żuczek gnojarek, i pędzi w kierunku jadącej koparki, wrzeszcząc coś, czego za jasną cholerę nie dało się zrozumieć, ale głos miał taki, jakby mu ktoś w tyłek wsadził laskę dynamitu, której lont właśnie się dopalał. Podbiega do jadącego samochodu, jak prawdziwy komandos z "Soldier of Fortune" wskakuje na stopień, szarpie drzwiczki, włazi do środka… Wolno jadąca maszyna staje dęba jakieś 10 metrów od wykopu.
Behapizda, dumny jak paw i brudny jak nieszczęście, wychodzi z szoferki i czeka na pochwały. Przecież właśnie bohatersko zatrzymał jadącą samopas maszynę, która za chwilę musiała, normalnie musiała wpaść do wykopu, pozabijać ludzi i zniszczyć całą robotę! On, bohater, mający szanse na nieśmiertelność i odcinanie się na tle szarzyzny wieków…
Wtem zza kopary wyskakuje jak diabeł z pudełka wściekły operator i wrzeszczy:

- Kwamaaaaać!!! Który kutafon mnie do maszyny włazi, a? Zaraz ci sku*wielu jajka wkopię między mig…dał…ki… - spiął nieco konia, zobaczywszy upapranego jak mucha w g*wnie Behapizdę, prezesa nad wykopem i zaczynające właśnie się rozdzierać w szczerbatym uśmiechu mordy Czerwonych Brygad…

Wyjaśnienie było proste. Maszyna taka, UDS 214 na samochodowym podwoziu, posiada mianowicie kabinę operatora zamontowaną koło wysięgnika koparki, a oprócz tego - normalną szoferkę, jak to każda ciężarówka. Dowcip polega na tym, że operator, siedząc w kabinie, ma możliwość wykonywania normalnych manewrów całym samochodem, żeby przy jakimś prostym przestawianiu nie musiał wychodzić.
Tego Behapizda nie wiedział…

Gdyby operator nie miał na dodatek walkmana na uszach, pewnie usłyszałby opętane wrzaski Behapizdy. Ale miał i nie słyszał.
Ze złości za swoje upodlenie Behapizda wlepił operatorowi naganę za pracę na sprzęcie z walkmanem na uszach. Napisał ją, bo mówić już nie mógł…

Moim zdaniem słusznie zrobił… Ale nigdy mu tego nie powiedziałem i nie powiem.

* * * * *

* * * * *

Nigdy nie miałem i nie mam nic przeciwko tym młodym gościom, nawijającym tysiące kilometrów na opony służbowych samochodów i próbujących tu i ówdzie coś sprzedać, żeby zarobić na chleb. Wielu z nich było kompetentnych, sympatycznych i chętnych do pomocy, przyjeżdżali na każde wezwanie, dostarczali co trzeba na zupełnie przyzwoitych warunkach, pomagali, doradzali. Problem polegał na tym, że niewielki arsenał środków, jakie kupowałem, był już dokumentnie obstawiony przez trzy czy cztery firmy, i po prostu nie byłem umocowany do prowadzenia pertraktacji z innymi na skalę przekraczającą sto złotych. A jeszcze nie daj Boże, żeby taki czy jakikolwiek inny nieproszony gość nie wstrzelił się w odpowiednią chwilę… Znowu za długie i w sumie bez wczucia w klimat mało zabawne. A było to tak.

Od sześciu dni padało, a od trzech lało jak z cebra. Budowa mostu przez małą rzeczkę była właśnie w fazie realizacji fundamentów - część wykopana, część już zadeskowana i zazbrojona, czekała na beton. Nie miałem sumienia wyganiać ludzi na taki deszcz, więc stałem na brzegu i bezsilnie patrzałem, jak rzeczka, normalnie szerokości strumienia moczu cierpiącego na przerost prostaty syryjskiego chomika, teraz z bulgotem obrywa ściany wykopów, przelewa się przez grodzice i nanosi uroczą warstwę błota i mułu na moje świeżo wykonane zbrojenie.

Przegrałem tego dnia sześć złotych w skata, rozwaliłem nowiutkiego gumiaka na kawałku blachy, brakło mi fajek, a niezakryte żółtą gumową kurtką nogawki przemokły do cna i woda lała się do butów… Do tego odebrałem telefon z firmy ze wspaniałą nowiną, że wypłata za czerwiec będzie już w październiku, że zawiesili mi dodatek funkcyjny, i że następną budowę będę miał na Podkarpaciu. Plac budowy tonął w błocie. Kibel był przepełniony. Jednym słowem totalna, k*rwa, nirwana.

Na budowę zajechał nagle podejrzanie piękny, czerwoniutki samochód na podejrzanie warszawskich numerach. Wysiadł z niego podejrzanie gładki facet w podejrzanie wyjściowym garniturze, rozkładając podejrzanie wielki czarny parasol. Jednak najbardziej podejrzane było to, co trzymał w ręku, a mianowicie wielka czarna teczka w stylu Zabij-Mnie-A-I-Tak-Nie-Puszczę… Jeszcze chwilę się łudziłem, ale na czarnej klapie zobaczyłem błyszczący malutki znaczek i już wiedziałem, ze oto na budowę zawitał nie żaden rzecznik mafii, chcący mi zaproponować budowę schronu dla Ojca Chrzestnego, nie notariusz z wiadomością o milionowym spadku od nieznanej ciotki z Bogoty, ani nawet nie Urząd Ochrony Państwa pragnący mnie zwerbować - tylko mój ulubiony typ pod nazwą Doradca Techniczno - Handlowy Firmy "Mein Bruder Macht Puder". Na dodatek - początkujący. Młody. Bez wprawy. I bez charyzmy.

- DzieńdobrypaniekierownikujestemWojciechKsaweryJakiśtamzFirmyMein Bruder Macht Puderimamzaszczyt… (oddech) zaproponowaćpanunaszenajnowszeproduktywdziedziniefarblakierówklejów…

- Dzień dobry. Proszę, niech pan zostawi ofertę, chętnie się z nią zapoznam w wolnej chwili - Wykorzystałem kolejną przerwę na oddech. (…jeszcze takiego mi tu brakowało do pełni szczęścia…)

- Paniekierownikunaszafirmaprodukujewedług(oddech)najnowszychświatowychtechnologiiposiadamyaprobaty (oddech) IBeDeeMuorazITeBeorazatestyhigieniczneoraz(oddech)certyfikatynaznakbezpieczeństwa… (oddech)

- Cieszę się. Ale naprawdę nie potrzebuję tutaj farb, klejów ani lakierów. To, widzi pan, będzie tylko taki malutki betonowy mostek. Proszę mi dać ofertę, numer telefonu, na pewno… (…Też musiał przyjechać, kurde… Jakbym nie miał innych kłopotów…)

-Widzipanostatniowuznaniudlanaszychosiągnięćprzy(oddech)znanonamprestiżowytytułLideraGminyapan (oddech) prezesodebrałnagrodęzalikwodację bezrobociawpowiecie… (oddech)

- …się skontaktuję, jeżeli czegoś takiego będę… (...Skończ już tę gadkę i jedź, bo mi się mózg lasuje…)

- PosiadamycertyfikatISODziewięćTysięcynasystem(oddech)sterowaniajakościąoraznajnowsząlinięprodukcyjną...

- …potrzebował. Nie ma sensu, żeby pan mókł na tym deszczu. Proszę zostawić ofertę, szkoda… (…czy ty, huhwa, nie rozumiesz po ludzku?! …Zejdź mi z oczu, mam poważniejsze sprawy na głowie…)

- Warunkidostawsądoskonałepłatnośćodroczonadosześćdziesię (oddech) ciudnitowardoodbioruwłasnymtransportemalbonaszymzaminimalnąopłatą…

- …pańskiego cennego czasu. Naprawdę. Dziękuję. Proszę mi wierzyć, nie ubijemy żadnego interesu w temacie farb, lakierów, ani klejów. Dziękuję, że pan mnie odwiedził. (…jak w ciągu minuty nie spadniesz, to cię norrrrrmalnie poszczuję Alojzem…)

Chłopak wydawał się zrezygnowany, aż mi go było żal. Wręczył mi wizytówkę, gruby kolorowy folder z ofertą, cennik, pożegnał się i poszedł w kierunku samochodu, omijając zgrabnie lakierkami kałuże płynnego błota. W momencie, kiedy jego wielki czarny parasol zniknął znad mojej głowy, ściana deszczu uderzyła mnie z potworną siłą… Schowałem jego materiały pod gumową kurtkę i poszedłem do biura, mając już dość smętnego kontemplowania zrujnowanych efektów dziesięciu dni ciężkiej roboty.
Siadłem, włączyłem radio, wsadziłem do prądu wtyczkę czajnika, uszczelniłem zapałką… Zdjąłem mokre ubranie, przebrałem się w służbowy czerwony mundurek, postawiłem mokre gumiaki podeszwami do góry pod ścianą i czekałem, aż mi się humor poprawi. Się nie poprawiał jakoś. A za oknem lało… lało… i końca nie było widać.
Puk. Puk. Proszę wejść.
Do budy tarabani się najpierw czarny parasol, za nim teczka wielkości małego Fiata z szyfrowym zamkiem jak do centralnego sejfu na Wall Street, a na koniec - Wojciech Ksawery z firmy "Mein Bruder Macht Puder". Nieco, przyznaję, zbaraniałem. Wojciech Ksawery postawił w kącie parasol, otwarł teczkę, odchrząknął i powiada normalnym już tempem:

- Panie kierowniku. Skoro temat farb, klejów i lakierów już omówiliśmy, to pozwoli pan, że przejdę do cementów szybkosprawnych oraz niskoskurczowych zapraw naprawczych…

Umarłem. A za oknem lało… lało… lało….


Oglądany: 66318x | Komentarzy: 27 | Okejek: 124 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

25.04

24.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało