Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy XIX

56 598  
92   44  
Tutaj nie klikaj! ;)Nałogowym czytaczom "Wspomnień" wydawało się pewnie, że znają już wszystkie kluczowe osoby dramatu (typy ulubieńców można wpisywać poniżej ;)). Dziś czeka ich jednak spora niespodzianka. Oto pojawia się nowy bohater - przed Państwem Kerownik w arcyciekawym towarzystwie.

Aparat, zwany obocznie Czereśniakiem, główny zaopatrzeniowiec naszej firmy, był tak nijaki, że aż oryginalny w swojej nijakości.

Ubierał się jak abnegat, jego płaszcz pamiętał ponoć jeszcze Gomułkę, a wąż w kieszeni dawno zdechł z głodu.
Sięgał mi mniej więcej do pachy, a malująca się na jego twarzy inteligencja przywodziła na myśl świątecznego karpia, leżącego już na kuchennej desce. Kiedy nad czymś myślał, ruszał bezwiednie mięsistymi, rybimi ustami, co znów nasuwało mi ichtiologiczne skojarzenia. Mało kto mógł się poszczycić, że to zjawisko widział na własne oczy, bowiem procesy myślowe Aparata były jak jastrzębie - tak rzadkie, że podlegały ochronie gatunkowej.
Włosy miał wiecznie pozlepiane w tłuste strąki. Niektórzy twierdzili, że wyciera w nie paluchy po zjedzeniu na gazecie codziennej porcji wędzonych szprotów, które stanowiły jego ulubiony lancz, w ten sposób te włosy impregnując - był bowiem za skąpy, by sobie kupić parasol.
Do tego mówił kompletnie bez żadnej intonacji, dzieląc wyrazy na sylaby jak robot z filmu "Miś Kolargol w Kosmosie". I wiadomo było powszechnie, że kiedy mówił, trzeba było się odsunąć na nawietrzną. Niektórzy podejrzewali, że w młodości coś zdechło mu w ustach i do dziś to przeżuwał, ale są to jedynie niczym niepotwierdzone supozycje.

Ani gigantem fizycznym nie był, jak widać, ani tytanem umysłu tym bardziej.

Szczycił się enigmatycznym tytułem "Dyplomowanego Kogoś-Tam" i doprawdy, gdyby Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii przyznawały istoty z innego wymiaru, byłby on do niej pewnym i murowanym kandydatem. Ekonomię uprawiał pokrętną, pełną niepojętych meandrów i hermetycznych tajemnic zaiste godnych Nostradamusa. Chodził dumnie po biurach i magazynach, a z całej jego postawy biła trawestacja słynnych słów Franza Maurera: To ja jestem EKONOMIA! Na dodatek miał iście mesjańskie przekonanie o swej nieomylności i nigdy nikogo o nic nie pytał. Ekonomia w wydaniu Aparata była dziwką nieprzewidywalną i nieokiełznaną, i wielokrotnie płatała rozkoszne figielki różnym pracownikom firmy, w tym również i mnie, a jeden z lepszych numerów opisuję poniżej.

Stal zbrojeniowa jest żebrowana - każda klasa inaczej - dla łatwego rozpoznania i uniknięcia pomyłek, które mogłyby być tragiczne w skutkach. Każdy budowlaniec wie o tym i odróżni poszczególne klasy bez problemu.

Pewnego razu zamówiłem spory transport stali - 120 ton, wysokiej klasy A-III (dwuskośnie żebrowana), z przeznaczeniem na budowę sporego mostu. Pisemne zamówienie, wraz ze szczegółową specyfikacją gatunku, ilości, średnic i innych wymagań, wręczyłem Aparatowi osobiście. Budowa była jeszcze niezorganizowana i jedynym, co mieliśmy na miejscu, był pusty plac, rozdzielnia prądu i buda z wiecznie zawianym stróżem w środku. Na miejsce przyjechałem w dniu ostatniej dostawy. Krótka inspekcja - ciśnienie na pograniczu wytrzymałości - łapię za telefon i dzwonię do Aparata.

- Panie, co wy mi tu, kurrrrrrwa, za badziewie wozicie?
- No-jak-to-co, stal wo-zi-my… - zaklekotał z pretensją w głosie.
- Ale JAKĄ? Ja zamawiałem A-Trzy, a to jest A-Dwa. Prawie o połowę słabsza. Co ja z tym sianem, kurrrrrna chata, zrobię?!
- A-le pa-nie, pa-nie, niech się pan u-spo-ko-i.
- Jak ja się mam uspokoić? Mam na placu, w pi*zdu mamuta, czterdzieści balotów pierza, które na nic się nie przyda. Chyba że na złom. Zbrojenie mam robić, a z czego?

Aparat pomilczał chwilę i zaklekotał:

- Ja pana naprawdę nie rozumiem, panie ĘŻYNIERZE. Przecież i ta jest żebrowana, i tamta też. Tak. A w hucie była akurat WYPRZEDAŻ. Wy-prze-daż, rozumie pan, co to znaczy? Znaczy, że TANIEJ, wiec czemu nie zaoszczędzić firmie paru groszy. Tak. Wy, ĘŻYNIEROWIE, to nic się nie rozumiecie na ekonomii. Przecież stal to stal, co za różnica. W rękach pan nie złamie. Tak. Najwyżej niech pan da trochę więcej tej słabszej, a ja pana jakoś wytłumaczę przed prezesem. Tak. Ja pana naprawdę nie rozumiem.

Strzeliłem telefonem w kolano, aż mnie zabolało, ale szybkie i skuteczne rozłączenie klekoczącego debila było konieczne, bo zaczynało mi się dymić z uszu. Przez dwadzieścia pięć lat pracy w zaopatrzeniu nawet tresowany szympans nauczyłby się więcej niż ten bezdenny gamoń. Wyprzedaż twoja mać, pomyślałem ze złością. I jeszcze "ja pana jakoś wytłumaczę przed prezesem"! Nie dość, ze spartolił, to jeszcze może wina ma być po mojej stronie? A tłumaczenie, że stal jest stalą, bo ani jednej, ani drugiej nie złamie się w rękach, przypominało mi jako żywo encyklopedyczne wywody Xiędza Benedykta Chmielowskiego na temat konia, albo też stary dowcip pt. "Czym się różni kiszony ogórek od wieży Eiffla". Czym? Niczym, bo ani jednym, ani drugim się nie ogolisz.

W obliczu takiej koszmarnej ignorancji nie pozostało mi nic innego, jak tylko rzucić dynamizatorem, zostawić rozładunek własnemu losowi, zatrąbić wsiadanego i kolektywnie, wraz z moimi wiernymi Czerwonymi Brygadami, pojechać na piwo. Co też uczyniłem.

Przyjechałem następnego dnia skoro świt. Złożone równiutko na placu sterty nikomu niepotrzebnej stali pięknie połyskiwały poranną rosą, ale już z daleka rzuciły mi się w oczy dziwne, rozległe, białe plamy na ich powierzchni. Podszedłem bliżej i…

Nie, to doprawdy było nie do uwierzenia. Nie dość, że bałwan kupił "na promocji" nie taką stal, jak należało, to jeszcze po zakończeniu rozładunku kazał "dla zabezpieczenia przed kradzieżą" POLAĆ STOSY STALI WAPNEM! Korodującym jak cholera, alkalicznym, nie mającym prawa znaleźć się w betonie, nie dającym się nijak usunąć WAPNEM! Stal zbrojeniową! Jak stos węgla czy paletę cegieł! Nawet nie dzwoniłem do niego, bo bałem się, że nad sobą nie zapanuję. Wkurzony jak szop pracz na pustyni zadzwoniłem do prezesa.

- Panie prezesie, mam na budowie sto dwadzieścia ton niewłaściwej stali i sądzę, że…

Nic więcej nie zdołałem powiedzieć. Dowiedziałem się za to błyskawicznie, gdzie mam sobie umieścić swoje zastrzeżenia. Prezes wyraził swą szybką i potoczystą mową życzenie, bym natychmiast i niezwłocznie udał się na najbliższe pole szczawiu i nie zabierał mu czasu podczas absorbującego procesu wyboru odświeżacza powietrza do samochodu. Następnie zarzucił mi kwieciście: najpierw zoofilię, zaraz później homoseksualizm, a na koniec kompleks Edypa, po czym usłyszałem również sporo nowych i odkrywczych rzeczy na temat mojego pochodzenia, zawodu szanownej rodzicielki oraz kondycji narzędzia, przy pomocy którego zostałem rzekomo spłodzony… Na finałową arię, traktującą o moich inżynierskich kwalifikacjach, spuszczę miłosiernie zasłonę milczenia. Nie pozostało nic innego jak szybko zakonotować (celem włączenia do własnego repertuaru) co ciekawsze związki frazeologiczne, powiedzieć "do widzenia" i wyłączyć się. Dynamizacji werbalnej, powiadam wam, uczyłem się od najlepszych.

Po awanturze, którą rozpętałem, firma nadzorcza zażądała usunięcia całej dostawy z budowy. Pechowa stal pojechała gdzieś w świat, a mnie przywieziono właściwą, co Prezes przeżywał bardzo osobiście i czemu dawał wyraz w licznych telefonach do mnie, w stylu, którego próbkę podałem. Koszta zbytecznego załadunku i transportu pokryły oczywiście nigdy nie wypłacone premie Czerwonych Brygad, jak również wpompowano w nie wątpliwy zysk, wynikający z równie wątpliwej "promocji".

A zaopatrzeniowiec dalej robi swoje. Od owego czasu jednak wyrażano się o nim w firmie z dużo większym szacunkiem. Z normalnego "Aparata" stał się mianowicie "Aparatem Siedmiolampowym".

Poczytaj też poprzednie wspomnienia kierownika wesołej budowy.

1

Oglądany: 56598x | Komentarzy: 44 | Okejek: 92 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

20.04

19.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało