Są ludzie, którzy sami się proszą o to, by się z nich śmiać. "Niwelowanie" tego prostego faktu jest kompletnym nieporozumieniem. Nie da się sprowadzić faktu istnienia np. koloru zielonego do poglądów politycznych. One mają w tym wszystkim najmniej do rzeczy. Szukanie dowcipu "na siłę" w imię jakiejkolwiek idei jest raczej żałosne, niż śmieszne. Szukanie zaś "równowagi w śmiechu" to już jakaś aberracja zupełna
Śmiech musi wychodzić lekko i na dodatek mieć jakieś realne podstawy. Nie da się zbudować dobrego dowcipu opowiadając bzdury nie z tego świata czy wyśmiewając domniemane wady.
Prosty przykład: od 4 lat pseudodowcipni opowiadają o "cudach Tuska". A może mi ktoś powiedzieć, z czego się to wzięło? Bo ja twierdzę, że z intencjonalnego zafałszowania prawdziwej wypowiedzi ob. Tuska, którą doskonale pamiętam. I po co to?
W międzyczasie Tusk popełnił parę całkiem zabawnych gaf, które dałyby się wykorzystać. Ale nie, wszyscy z uporem maniaka przyczepili się do tych "cudów", których nikt nikomu nie obiecywał.
To jest przykład, jak intencje niszczą dowcip.
Jest teoria, że każdy sprowadza dowcip do swojego poziomu, czyli takiego, jaki jest w stanie zrozumieć. Jeden śmieje się ze szmoncesu, drugiemu wystarczy goła dupa, albo kopniak w nią i już jest śmiesznie.
Jest? No to fajnie