No to, proszę Szanownego Bojownictwa mamy drugi (po "Mad money") w ostatnim czasie "film o skoku" pomieszany z innym gatunkiem, którego głównym bohaterem jest pracownik personelu sprzątającego bank. Hmm... przypadek? spisek? Tym razem tym innym gatunkiem jest dramat psychologiczny z podgatunku "film o amnezji". Na szczęście motyw zaniku pamięci potraktowano tu niezbyt sztampowo - bardziej w stylu "Memento" niż latynoskiej telenoweli.
Kariera dobrze zapowiadającej się gwiazdy licealnego hokeja Chrisa (Joseph Gordon-Levitt) dobiega gwałtownego końca, kiedy jego pijacki wybryk podczas jazdy samochodem doprowadza do czołowego zderzenia z kombajnem. W efekcie dwójka przyjaciół Chrisa ginie, jego dziewczyna zostaje niesamowicie pokiereszowana, a on sam doznaje uszkodzenia mózgu, wskutek którego traci pamięć krótkotrwałą jednocześnie zachowując wspomnienia tragedii. Życie chłopaka ulega kompletnej dezorganizacji - nie jest w stanie zapamiętać, jak wykonać najprostsze czynności (jak choćby zawiązanie butów, czy ugotowanie obiadu). Terapia nie przynosi skutku, a żeby w miarę normalnie żyć, Chris musi kierować się listą czynności "do zrobienia" w notesie oraz polegać na pomocy swojego niewidomego współlokatora i przyjaciela Lewisa (Jeff Daniels - świetna rola!). Z powodu swojego stanu nie jest też w stanie znaleźć żadnej pracy poza posadą nocnego konserwatora powierzchni płaskich w banku. Pewnego dnia spotyka w barze swojego "kolegę z klasy" Gary'ego (Matthew Goode), który ma ehm... konkretne plany wobec banku i roli Chrisa w tych planach.

Hmm... jakby tu podsumować? Film nie jest może wybitny, ale jak najbardziej mi się podobał. Jest to bardzo zręczny mariaż kina psychologicznego i kryminalnego. Budowanie napięcia jest sprawne. Wątek borykania się ze swoją przypadłością świetny. Trochę gorzej jest z wątkiem napadu - jest nieco zbyt standardowy jak na mój gust. No i zakończenie pozostawia pewien niedosyt. Mimo to wady "Świadka bez pamięci" w zestawieniu z jego zaletami są niewielkie i jest to obraz, który zdecydowanie warto zobaczyć.

No i małe P.S. Co za buc nadęty wymyślił polski tytuł? Przecież brzmi on jak produkcja z gatunku "na faktach autentycznych" (pleonazm zamierzony ) z TVN-owskiego cyklu "Prawdziwe historie"!