Mój nieżyjący niestety znajomy, znakomity trener lekkoatletów wracał z obozu sportowego w towarzystwie podopiecznych pociągiem. Opowieść dotyczy czasów siermiężnej komuny, czasu ferii zimowych, więc starsi czytelnicy doskonale pamiętają wypchane po brzegi pociągi, zawalone podróżnymi korytarze łącznie z toaletami. Pech chciał, że gaździna poczęstowała gości pożegnalną kwaśnicą i jakimiś pierogami, która to mieszanka pokonała dystans jelitowy w rekordowym tempie. Chcąc nie chcąc trener rozpoczął wędrówkę w kierunku toalety unikając jakiś gwałtownych ruchów.
Zbliżył się już prawie na wyciągnięcie ręki do tej oazy wolności, kiedy to pociąg zwolnił i wreszcie stanął na opuszczonej stacyjce. Część pasażerów wyszła na peron wyprostować nogi a za nimi trener. Praworządny, bo jak wszystkim wiadomo korzystanie z toalety na postoju jest zabronione i komu jak komu ale wychowawcy nie wypadało łamać ostentacyjnie przepisów.
Słabe oświetlenie ledwie pozwalało na odnalezienie wzrokiem lokalnego szaleciku. Jest. Podły, przeraźliwie zimny i brudny kibel i tak wydał mu się przyjazny. Ulżył sobie lekko zgięty uważając, aby czegoś nie dotknąć. Rozważania czy kontynuować dalej tą czynność na ewentualny zapas przerwał mu gwizdek lokomotywy i wtórujący mu kierownika pociągu. Nic bardziej nie mogło go zmotywować do maksymalnej koordynacji ruchów. Jedna rączka, wyciera, druga pociąga za drut spłuczki. Trzecia zaraz zapnie spodnie. Plan piękny, ale ten stary przeklęty, peerelowski kibel zareagował z niespodziewaną mocą, ryknął i całą zawartość spłuczki wrzucił mu w opuszczone na kostkach spodnie!
Opowieść wśród kaskad śmiechu na tym się skończyła, pozostawiając zakończenie wodzom fantazji słuchaczy, więc i ja tak uczynię. Swoją droga ciekawy jestem waszych wersji zakończenia.
Zbliżył się już prawie na wyciągnięcie ręki do tej oazy wolności, kiedy to pociąg zwolnił i wreszcie stanął na opuszczonej stacyjce. Część pasażerów wyszła na peron wyprostować nogi a za nimi trener. Praworządny, bo jak wszystkim wiadomo korzystanie z toalety na postoju jest zabronione i komu jak komu ale wychowawcy nie wypadało łamać ostentacyjnie przepisów.
Słabe oświetlenie ledwie pozwalało na odnalezienie wzrokiem lokalnego szaleciku. Jest. Podły, przeraźliwie zimny i brudny kibel i tak wydał mu się przyjazny. Ulżył sobie lekko zgięty uważając, aby czegoś nie dotknąć. Rozważania czy kontynuować dalej tą czynność na ewentualny zapas przerwał mu gwizdek lokomotywy i wtórujący mu kierownika pociągu. Nic bardziej nie mogło go zmotywować do maksymalnej koordynacji ruchów. Jedna rączka, wyciera, druga pociąga za drut spłuczki. Trzecia zaraz zapnie spodnie. Plan piękny, ale ten stary przeklęty, peerelowski kibel zareagował z niespodziewaną mocą, ryknął i całą zawartość spłuczki wrzucił mu w opuszczone na kostkach spodnie!
Opowieść wśród kaskad śmiechu na tym się skończyła, pozostawiając zakończenie wodzom fantazji słuchaczy, więc i ja tak uczynię. Swoją droga ciekawy jestem waszych wersji zakończenia.
--
"Poszerzaj swoje horyzonty- wyburz dom z naprzeciwka."