Mój ojciec to budowlaniec z zawodu i z pasji, do tego pracoholik. Z tej przyczyny nasza rodowa siedziba jest w trakcie wiecznych przebudów i remontów. Mam wrażenie, że w ten sposób rodziciel mój expi sobie analogowe levele. Przy okazji pojawiają się oczywiście różne zajścia z Bohaterami Niezależnymi.
Tym razem historia sprzed niemal półtorej dekady, podczas questa pt. "podniesienie domu o jedną kondygnację do góry". Wczesny etap questa - zdjęty został już dach i przystępujemy do wyburzenia niepotrzebnych ścian.
Na budowie od rana ekipa w składzie: ja i brat jako niewykwalifikowana siła robocza (quest: "wakacje z aktywnością fizyczną"), wujek Staszek jako brygadzista i mój ojciec przedstawiający plan dnia, do czasu jego powrotu z materiałami budowlanymi.
Tytułem wstępu muszę dodać, że Wujek Staszek z racji brzemienia, jakie niesie za sobą posiadanie takiego imienia, które do czegoś w życiu jednak zobowiązuje, był jak to się mówi "zgrywusem" i miał z ojcem kilka zadawnionych wzajemnych dowcipów, przytaczanych przy różnych rodzinnych okazjach. Ogólny bilans wypadał w tym czasie na niekorzyść mojego ojca.
Akcja właściwa:
Ojciec rano pokazał nam ściany, które maja zostać wyburzone i zaznaczył te, które maja pozostać, jako nośne dla planowanej kondygnacji. Po rozdysponowaniu obowiązków pojechał na kilka godzin na swoją budowę i przy okazji po materiały budowlane na następny dzień.
Przez całą dniówkę Wujek Staszek rozwalał w drobny pył ściany za pomocą młota pneumatycznego, a ja z bratem taszczyliśmy gruz do kontenera na podwórku.
Ok. 20:00 mój ojciec wrócił i od razu biegiem wpadł do nas zziajany na górę wściekle krzycząc już ze schodów:
- Staszek !!! Co ty mi tu kurwa chałupę roz-pier-dalasz ?! Które ściany wyburzyłeś !!!? Te z narysowanymi krzyżykami miały zostać, a nie na odwrót !!!
Wujek Staszek momentalnie zsiniał, ręce mu opadły, przysiadł biedaczyna na wiaderku, a wzroku mu błądził po gruzowisku jak Gołocie po nokaucie. Całę piętro w gruzie, widać było, że szacuje straty i jest już pewien, że na plus, to na pewno z tej roboty nie wyjdzie.
Szacowanie strat trwało przez pół minutki, ale mnie i bratu, a już na pewno Wujkowi Staszkowi chwila ta rozciągała się niemiłosiernie i miałem wrażenie, że już z 10 min tak w ciszy na melancholijnym tle zachodzącego słońca stoimy.
W tym momencie mój ojciec się rozpromienia i mówi:
- Żartowałem ! Wszystko ok ! Ładnie wam tu dzisiaj chłopaki poszło
Po paru latach ta historia wujka też śmieszyła, ale tego dnia wieczorne piwko wypił w samotności, ciszy i skupieniu.