Chodzą słuchy, że to najsmaczniejsze tajskie curry. Nie wiem jaka jest prawda, bo też i nie wszystkich miałam okazję kosztować, ale jest naprawdę przepyszne. Podaję proporcje na dwie osoby.
dwie piersi kacze, ze skórą
puszka liczi (wbrew pozorom lepsze są puszkowe niż świeże)
dwie łyżki red curry
dwie szklanki mleka kokosowego
garść pomidorków koktajlowych
mały pęczek tajskiej bazylii (w przypadku jej braku dać sobie spokój, zastępniki nie będą pasowały)
olej sezamowy
siedem listków kaffiru
limonka
sos rybny, cukier palmowy, chili (w przypadku tych ostatnich podawanie dokładnych ilości jest niemożliwe, bo papryczka papryczce nieostra, red curry ma różną słoność a liczi różną słodycz, tak więc wybaczcie, musicie doprawiać na czuja)
Skórę na kaczce naciąć w kratkę, położyć na suchej patelni skórą do dołu i smażyć aż tłuszcz się wytopi. Oczywiście nie cały, bo na to jest go za dużo, ale patelnia powinna w nim pływać. Przewrócić na drugą stronę i smażyć tylko chwilkę, żeby zamknąć mięso. Przełożyć do naczynia żaroodpornego i piec w 180* około pół godziny do czerdziestu pięciu minut pod przykryciem. Po wyjęciu naczynia z piekarnika nic z mięsem przez chwilę nie robić, niech "odpocznie". W międzyczasie akurat można przygotować sos.
Na odrobinie oleju sezamowego podsmażyć pomidorki koktajlowe. Wlać mleko, dodać red curry i kaffir, dusić razem kilka minut, po czym dodać liczi odsączone z zalewy. Zostawić na małym ogniu. Posiekać i wypestkować chili.
Z bazylii oberwać listki, posiekać je zgrubnie (naprawdę, bardzo zgrubnie, powinny być spore kawałki, jeśli dysponujemy malutkimi listkami najlepiej zostawić je w spokoju), podsmażamy na osobnej patelence do chrupkości.
Upieczoną kaczkę pokroić w niewielkie kawałki, włożyc do sosu, dusić razem mniej wiecej pół minuty, posypać prażoną bazylią i chili.
Ja podałam z ryżem jaśminowym i sałatką z wątku sałatkowego
https://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=32&i=7276&t=7262&page=1#7276
dwie piersi kacze, ze skórą
puszka liczi (wbrew pozorom lepsze są puszkowe niż świeże)
dwie łyżki red curry
dwie szklanki mleka kokosowego
garść pomidorków koktajlowych
mały pęczek tajskiej bazylii (w przypadku jej braku dać sobie spokój, zastępniki nie będą pasowały)
olej sezamowy
siedem listków kaffiru
limonka
sos rybny, cukier palmowy, chili (w przypadku tych ostatnich podawanie dokładnych ilości jest niemożliwe, bo papryczka papryczce nieostra, red curry ma różną słoność a liczi różną słodycz, tak więc wybaczcie, musicie doprawiać na czuja)
Skórę na kaczce naciąć w kratkę, położyć na suchej patelni skórą do dołu i smażyć aż tłuszcz się wytopi. Oczywiście nie cały, bo na to jest go za dużo, ale patelnia powinna w nim pływać. Przewrócić na drugą stronę i smażyć tylko chwilkę, żeby zamknąć mięso. Przełożyć do naczynia żaroodpornego i piec w 180* około pół godziny do czerdziestu pięciu minut pod przykryciem. Po wyjęciu naczynia z piekarnika nic z mięsem przez chwilę nie robić, niech "odpocznie". W międzyczasie akurat można przygotować sos.
Na odrobinie oleju sezamowego podsmażyć pomidorki koktajlowe. Wlać mleko, dodać red curry i kaffir, dusić razem kilka minut, po czym dodać liczi odsączone z zalewy. Zostawić na małym ogniu. Posiekać i wypestkować chili.
Z bazylii oberwać listki, posiekać je zgrubnie (naprawdę, bardzo zgrubnie, powinny być spore kawałki, jeśli dysponujemy malutkimi listkami najlepiej zostawić je w spokoju), podsmażamy na osobnej patelence do chrupkości.
Upieczoną kaczkę pokroić w niewielkie kawałki, włożyc do sosu, dusić razem mniej wiecej pół minuty, posypać prażoną bazylią i chili.
Ja podałam z ryżem jaśminowym i sałatką z wątku sałatkowego
https://www.joemonster.org/phorum/read.php?f=32&i=7276&t=7262&page=1#7276
--