Na pomysł wpadłam spontanicznie siedząc w drewnianej chacie hen na suwalszczyźnie. Nie twierdzę, że wpadłam na niego pierwsza, ani, że jest on specjalnie oryginalny, ale jest fantastyczny i naprawdę warto. Na cztery głowy potrzebujemy:

cztery golonki
spora marchewka
seler
malutkie cebulki
łycha miodu
łycha, albo i ze trzy musztardy, najlepiej dijon
butelka dobrego, jasnego piwa, w moim przypadku skalak 12
sól, pieprz, słodka i ostra papryka, ziele angielskie, liście laurowe

Z marchewki i selera ugorować bulion w towarzystwie liści laurowych i ziela. Kiedy warzywa będą miękkie dorzucić mięso, posolić nie za mocno, wlać piwo i gotować na małym ogniu aż golonki zmiękną, powinno zająć to około godziny. Wyjąć mięso z gara i włożyć do gęsiarki (nieposiadajacy tego cuda muszą się zadowolić rękawem do pieczenia. Pozostały wywar mocno zredukować, pod koniec dodając do niego cebulki. Dodać miód i resztę przypraw, wlać do gęsiarki. Piec jakieś pół godziny w 200 stopniach, aż skórka od golonki się zrumieni a cebulki zapieką.
Podawać na werandzie z widokiem na Czarną Hańczę, w towarzystwie ogórków konserwowych, bagietki i wyśmienitego piwka z manufaktury Jabłonowo.

Myślę, że nie od rzeczy byłoby użyć golonek wędzonych, w przeciągu tygodnia planuję eksperyment i podzielę się wynikami.

--