Witam wszystkich serdecznie.
Niedawno pewien chirurg zabawiał mnie rozmową podczas zabiegu (chyba żebym nie uciekła). Jedna historia jest godna uszu Bojowników - mam nadzieję. Otóż: zjawił się pacjent z połamanymi przedramionami w dosyć nietypowych miejscach. Na typowe w takich sytuacjach pytanie - jak to się stało - odpowiedział dosyć nietypowo: szedłem sobie w sandałkach i wpadł mi kamyk do buta. Złapałem się najbliższego słupa (potem się okazało, że wysokiego napięcia), przytrzymałem i zacząłem potrząsać nogą, coby rzeczony kamyk wypadł. No... i szedł jeden gość i myślał, że trzepie mnie prąd... złapał jakąś lagę i odłączył mnie od słupka najmocniej, jak potrafił. Bardzo proszę o niewielkie szczypiorzenie jeśli łaska.
Niedawno pewien chirurg zabawiał mnie rozmową podczas zabiegu (chyba żebym nie uciekła). Jedna historia jest godna uszu Bojowników - mam nadzieję. Otóż: zjawił się pacjent z połamanymi przedramionami w dosyć nietypowych miejscach. Na typowe w takich sytuacjach pytanie - jak to się stało - odpowiedział dosyć nietypowo: szedłem sobie w sandałkach i wpadł mi kamyk do buta. Złapałem się najbliższego słupa (potem się okazało, że wysokiego napięcia), przytrzymałem i zacząłem potrząsać nogą, coby rzeczony kamyk wypadł. No... i szedł jeden gość i myślał, że trzepie mnie prąd... złapał jakąś lagę i odłączył mnie od słupka najmocniej, jak potrafił. Bardzo proszę o niewielkie szczypiorzenie jeśli łaska.