Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Półmisek Literata > Poniżony
uyeck
Wiele lat budował. Może nie sam, sam by tej budowie nie podołał. Wielu pomogło. Wspólnymi siłami zbudowali coś pięknego. Tworzyli, z nieopisaną wprost radością spoglądali wstecz na swoje dzieła. Ich wnętrze wydawało się czyste, razem tworzyli grupę idealną, nie do pokonania.
...
Wynurzył się potwór z najgłębszych otchłani jego umysłu. Błyskawicznie i niepostrzeżenie rozpoczął, burzyć to, co do tej pory żywiciel zbudował. Nie, nie w sposób oczywisty i bezpośredni. Osiągnął poziom swego żywiciela, powoli, przez wiele lat dojrzewał. I to była jego siła.
W pewnym momencie bestia stała się żywicielem, a żywiciel stał się bestią. Nikt z jego otoczenia tego nie podejrzewał. Potwór był genialny i sprawił, że żywiciel uważał się za kogoś wyjątkowego. Zasiał swoje ziarno w umysłach najbliższych. Ziarno kłamstw, samooszukiwania i spustoszenia. Rzadko kiedy ostatnie przebłyski prawdziwej, dawnej świadomości żywiciela zmuszały go do myślenia. “ Dwie postacie ciągle walczą w tym samym ciele” – pisał. A zaraz potem, jakby świadomy swej nieuniknionej klęski dodawał - “ Dwie postacie wiszą razem z nim, możesz spać spokojnie, ”.Te chwile szybko mijały. Żywiciel często miał złudzenie, że wygrywa z potworem wojne. Potwór słabł, poddawał się, aż w końcu ginął gdzieś w głębi umysłu.
Przerośnięta bestia przyczajona i niewidzialna czekała jedynie na odpowiedni moment, aby zaatakować ze zdwojoną siłą. Ale to coś, co pozwalało mu ująć “przyjaciela” w cudzysłów, pozwalało także zdać sobie sprawę, że potwór zginąć może jedynie wraz z jego umysłem. W tych chwilowych przebłyskach było coś intrygującego. Otóż, zdając sobie sprawę, że nie ma przyjaciół, jednocześnie rósł w siłę i pewnego rodzaju pychę, jakby automatycznie dawał się pochłonąć potworowi. Przyjaciele, nieświadomi jego wewnętrznej wojny i ich własnego problemu, nieświadomie pomagali. Potworowi. Ale to on sam był najniebezpieczniejszy. Mimo tego, że sam był pożywką dla potwora, „przyjaciele” pomagali mu w ciągłym karmieniu. Jedynie w tym. Jakby tylko po to, by mieli pretekst, żeby odejść.
...
Wiele lat budował swoje piekło, początkowo z dumą, później z obojętnością. Wielu pomogło, zachwalając, ukrywając prawdę. Ci, którzy nie chcieli pomagać, dawno już zostali odepchnięci. Jego wnętrze nie było już czyste, ale mieniło się wspaniałymi kolorami tęczy. Spoglądał na siebie i świat przez mydlaną bańke, a świat miał sprawić, że ta bańka pęknie.

Potwór, ratując się przed śmiercią jego umysłu, pożarte uczucia wypełniał cuchnącą masą. Miłość, która pozwalała mu żyć zniknęła w pierwszej kolejności, ustępując nienawiści. Rozpoczęła się potężna reakcja, której efektów nikt nie był w stanie przewidzieć. Potwór czuł niedosyt. Pozostał już bez przeciwnika, bo ten bezwolny kawałek mięsa, który kiedyś myślał, nie potrafił już z nim walczyć. Ale potrafił walczyć z ludźmi. Niszcząc i tak już zniszczone życie „przyjaciół” wytworzył wokół siebie próżnię. Inni zaczęli się oddalać jak gwiazdy od centrum wszechświata. A on czuł się, jakby w nim był. Potwór się nim bawił. Zabawa ta trwała tak długo, aż ciemność wokół niego nie pozwalała mu dostrzec nic prócz własnego okaleczonego ciała. Przeciążony umysł odmawiał posłuszeństwa, nad wachaniami nastrojów nawet potwór nie mógł zapanować. Rozpoczęła się rozpaczliwa walka. Połączone siły potwora i żywiciala starały się utrzymać go przy życiu. Zatruty umysł mieszał rzeczywistość z fikcją, a w pewnym momencie obaj już nie mogli zdawali sobie sprawy, co się dzieje i kim są.

Zaczął się piękny poranek. Szum drzew i śpiew ptaków nie pozwalał przejść obojętnie obok małej polanki, na której zielona trawa i powalone przez trzydniową burzę drzewo przypominało o zbliżającej się jesieni. Dziś jednak nie było tu nikogo. Od dwóch tygodni nie było nikogo. Poza nim. Stwierdził, że nie będzie budował, że nie będzie burzył. Nie będzie walczył. Poddał się. Kolejny już dzień w samotności. Jak długo jeszcze? Zresztą, zerwane kręgi i tak w końcu przebiją dwukrotnie naciągniętą szyję, a gdy go znajdą, nikt nie będzie go pamiętał.


--
By cie jama zawaliła :C Szukam kapeli!!! :C:C:C

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Skoro przez tak długi czas nikt nie przyznał się, że to przeczytał, nikt nie skomentował, to niech ja zacznę.

Autorze!
Ten opis walki wewnętrznej człowieka z jakąś jego ciemną stroną, bliżej niesprecyzowanym potworem jest napisany z sensem, ale niekoniecznie jest ciekawy; robi się ciekawy, jeśli czytelnik z samozaparciem czytając wyobrazi sobie nieopowiedziane rzeczy. Nie ma tu konkretów -- ktoś walczy, kto? Powinniśmy go lubić? Za co? Jest nieokreślony, może być każdym.
Czy chciałeś bowiedzieć, że zło czai się w każdym z nas?
Zginie, ale ja nie czuję z tego powodu żalu; ani radości, że wraz z nim zemrze potwór. Bo niby czemu ów potwór jest zły? Nie wiadomo.

Odnoszę wrażenie, że gdzieś, może w Twojej wyobraźni, jest konkretniejsza fabuła, a powyższy opis to skrót, analiza. Na lekcjach polskiego pisaliśmy Wokulski próbuje wkupić się w łaski ludzi z wyższych sfer, ale w końcu odkrywa, że nigdy nie zostanie uznany za jednego z nich, Antygona uosabia racje takie, Kreon owakie, Jacek Soplica przyznał się w końcu do swego czynu. To, co napisałeś, ewentualnie z wyjątkiem ostatniego akapitu, przypomina mi takie szkolne analizy, opracowania, jakie wpisywałem do zeszytu na lekcjach. Chciałoby się przeczytać tę treść właściwą...

...coś, co zacznie się na przykład tak:
"Moim najlepszym przyjacielem był Robert. Do czasu. Przez te lata od jego śmierci ciągle wyrzucam sobie, że nie zauważyłem, iż było ich dwóch. Czy to możliwe, że jeden poszedł do nieba, a drugi do piekła? Chciałbym, by tak było. Dałem się odepchnąć, tak, ale za późno zrozumiałem, że to nie on mnie odrzucił, że zrobił to tamten, ów drugi -- Potwór, którego mój przyjaciel hodował w sobie nie wiadomo od kiedy. Pytanie, czy mogłem mu pomóc, będzie prześladować mnie zapewne do śmierci, a może i dłużej. Jestem już stary i często myślę o śmierci. Mam nadzieję, że nie umrę jak on."

Gdzieś w środku mógłby znaleźć się fragment:
"Wtedy powiedział, że w piwnicy uwięził potwora. Myślałem, że się zgrywa, ale on był całkiem poważny.
-- Czasem z nim tam walczę, pokażę ci -- ciągnął mnie za rękaw, gdy wracaliśmy z meczu trzeciej ligi. Nie pytajcie, kto wygrał.
-- Stary, czy ty dziś coś piłeś beze mnie? -- spojrzałem na niego. Szedł nawet pewniej niż ja po tych meczowych piwach.
(...)
Był tam brudny, nieheblowany stół. Małe okienko zasłonięte dyktą wymuszało palenie słabej, trzydziestowatowej żarówki nawet w środku dnia.
-- Skurwiel zniszczył już trzy w tym miesiącu -- powiedział Robert.
Coś było nie tak; przeklinanie nie było w jego stylu.
Poczułem się nieswojo. -- Ale kto?
-- Teraz go nie ma. Nie bój się.
-- Jak to? Wychodzi, kiedy chce?
-- Trzymam go tutaj -- przełknął nerwowo -- na tym łańcuchu -- trącił nogą dźwięczące żelastwo skryte w cieniu pod stołem.
-- Ale kogo?!
Nie usłyszał. Patrzał na wprost i powiedział cicho, jakby do ściany: -- Żebyś wiedział, jak on patrzał na tę ośmiolatkę. To on to zrobił.
-- Kurwa, on!? Trzeba donieśc na policję! Przecież oni szukają tego zwyrodnialca.
-- Nie! -- otrząsnął się prawie jak pies po wyjściu z wody i spojrzał na mnie z wymęczonym uśmiechem. -- Jejku, człowieku, jaja sobie z ciebie robię. No! -- wzruszył ramionami.
Ja też wzruszyłem i wybuchnąłem śmiechem.
Gdybym wtedy wiedział, może uratowałbym nie tylko jego..."

Na koniec pasuje:
"Dziś znów miałem ten sen. Identyczny od tylu lat; tak dobrze poznany, że mógłbym opowiadać go z najmniejszymi szczegółami. Ale męczy mnie to. Nie pamiętam innych snów, choćbym nie wiem jak się skoncentrował po obudzeniu -- a może miewam tylko ten jedyny, trudno. Nie jest koszmarny i straszny, jest raczej smutny -- i to bardzo. Jak powiedziałem, męczą mnie szczegóły, więc wybaczcie, że opowiem tylko z grubsza. Nie miejcie za złe staremu człowiekowi, którego tyłek podcierają pielęgniarki, że te szczególy zostawi sobie, bo to jedyna intymność na jaką go stać. Dziękuję. Otóż dziś w moim śnie znowu zaczął się poranek. Zaczął się piękny poranek. Szum drzew i śpiew ptaków... (...) ...a gdy go znajdą, nikt nie będzie go pamiętał.
Tylko ja. Chyba jestem mu to winien."

To nie musi być tak, jak ja napisałem; nawet nie powinno -- to ma być Twoje Dzieło. Ale daj nam -- czytelnikom -- postać, do której można coś czuć, choć trochę lubić albo żywić odrazę (a może i to, i to równocześnie), a nie nieokreślonego człowieka walczącego z nieznanym potworem z powodów, których musimy się domyślać.
Chętnie przeczytam.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!
Forum > Półmisek Literata > Poniżony
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj