Napisałem to bardzo dawno temu i przypadkiem odnalazłem
Jesienny deszcz miarowo uderzał o malutkie szyby niewielkiej
Moskiewskiej sutereny. Jednak pani Bułhakow nie zdawała sobie z tego
sprawy. Jesienna chandra spłynęła na nią już wiele lat temu i od tamtego
czasu nie zamierzała jej opuścić. Swoją najlepszą przyjaciółkę widziała
już tylko przez zniekształcające szkło opróżnionych butelek. W głowie
ciągle jeszcze obijały się jej słowa, jakie dziś usłyszała.
"Dlaczego taka Ładna kobieta jak pani zadaje się z takim oberwańcem,
jak ten nieudolny wenerolog Misza?" Jak okropnie brzmiało dla niej
"nieudolny Misza" Czuła jak żal wzbiera się w niej szukając ujścia. W
koncu z trudem przełykając łzy powiedziała, nie dbając o to czy jej
koleżanka ją słyszy
- Wiesz Tania? Żeby mój kochany Miszka mógł być publikowany, musiałam
się przespać z połową Moskwy.
Misza wracał z pracy nie zważając na deszcz. W przeciwieństwie do żony
był wręcz nieprzyjemnie trzeźwy. W głowie ciągle słyszał to beztalencie
z kółka literackiego, które rościło sobie prawa do oceniania innych. Ten
palant nigdy nie zniżył się do przeczytania choćby jednego tekstu Miszy.
Ale widząc, że Misza przechodzi zaprzestał na chwile strofować jakiegoś
młodego przestraszonego pisarza, żeby za chwilę demonstracyjnie
wybuchnąć
- Co wy tu w ogóle przynosicie towarzyszu. Przecież to zwykła tandetna
Bułhakowszczyzna.
Pod płaszczem nieprzyjemnie cisnął wetknięty byle jak za pasek rękopis.
Kolejna odrzucona książka. Czymże zawiniłeś KC nieszczęsny Piłacie, że
nie chcą nowej wersji twojej historii?
Nie chciał wracać do domu, jeszcze nie. Wiedział ze miała przyjść Tania,
więc pewnie leżą już z Małogorzatą zbyt pijane, żeby zauważyć kiedy
wróci. Ma jeszcze coś do zrobienia. Znał taki zaułek w Moskwie, gdzie
deszcz nie przedzierał się przez ściany blisko stojących kamienic i
gdzie mógł spokojnie zrobić rozliczenie ze swoją duszą.
Rękopis rzucony ze wściekłością wylądował na bruku. Dłoń rozpoczęła
rozpaczliwe szukanie zapałek w obszernych kieszeniach płaszcza. Są.
Jeszcze tylko chwila i papier zapłonął wesołym jasnym płomieniem. Misza
patrzył się na to bez wielkich emocji.
- Więc to tak kończy się moja kariera literacka - powiedział cicho do
siebie.
- Zgaś to Misza. Szkoda twojej pracy, żebyś musiał to wszystko pisać od
nowa.
Misza podskoczył jak oparzony. Kim był ten człowiek, który podszedł tak
cicho. Skąd znał jego imię?
- Przecież wiesz kim jestem. Domyślasz się, choć jeszcze nie pozwalasz
sobie, aby to do ciebie dotarło. Patrz. Rękopisy się nie palą.
Faktycznie, papier który jeszcze przed chwilą wglądał prawie jak kupka
popiołu teraz znów był rękopisem. Tylko lekko nadpalone rogi zdradzały,
że jeszcze przed chwilą miał zamiar odejść w niebyt.
- Czego chcesz ode mnie?
- Przecież wiesz. Chcę twojej duszy.
- Bierz ją, ale daj mi talent, który uczyni ze mnie wielkiego pisarza.
- Oddajesz ją ?
- Tak.
- Głupi Misza byłeś i głupi pozostaniesz. Oddałeś mi dusze za darmo.
Masz wielki talent, w który wierzy tylko twoja żona. Wierzy do tego
stopnia, że kurwi się na okrągło, żebyś tylko mógł się przebić. Gdybyś
zechciał tylko pisać wiernopoddańcze teksty dla władzy żyłbyś teraz w
niewyobrażalnym luksusie. Ale ty masz te swoje zasady. Będziesz sławny,
choć tego nie dożyjesz. Twoje dzieła będą czytane, kiedy dzieła Lenina
będą przerabiać na papier toaletowy. Weź ten rękopis i wracaj do domu.
Misza schylił się, żeby podnieść swoje cudownie ocalone dzieło. Kiedy
się podniósł, nieznajomego już nie było.
Deszcz powoli przeradzał się w nieprzyjemną mżawkę, kiedy po cichu
otwierał drzwi do swojej sutereny. Ku jego zdumieniu Małogorzata jeszcze
nie spała.
- Gdzie byłeś tyle czasu Misza? Tak się bałam. Wiesz, że teraz ludzie
znikają.
- Wybacz kochanie. Połóż już się spać. Ja muszę jeszcze popracować.
Nie bardzo zdając sobie sprawę z tego co robi rozdzielił rękopis na
kilka części. Później wziął kartkę czystego papieru i zaczął pisać. Po
godzinie przeczytał to co już zdążył przelać na papier, zastanowił się i
na górze kartki wielkimi literami napisał "Mistrz i Małogorzata" A na
dworze mżawka znów zmieniała się w jesienny Moskiewski deszcz.
Jesienny deszcz miarowo uderzał o malutkie szyby niewielkiej
Moskiewskiej sutereny. Jednak pani Bułhakow nie zdawała sobie z tego
sprawy. Jesienna chandra spłynęła na nią już wiele lat temu i od tamtego
czasu nie zamierzała jej opuścić. Swoją najlepszą przyjaciółkę widziała
już tylko przez zniekształcające szkło opróżnionych butelek. W głowie
ciągle jeszcze obijały się jej słowa, jakie dziś usłyszała.
"Dlaczego taka Ładna kobieta jak pani zadaje się z takim oberwańcem,
jak ten nieudolny wenerolog Misza?" Jak okropnie brzmiało dla niej
"nieudolny Misza" Czuła jak żal wzbiera się w niej szukając ujścia. W
koncu z trudem przełykając łzy powiedziała, nie dbając o to czy jej
koleżanka ją słyszy
- Wiesz Tania? Żeby mój kochany Miszka mógł być publikowany, musiałam
się przespać z połową Moskwy.
Misza wracał z pracy nie zważając na deszcz. W przeciwieństwie do żony
był wręcz nieprzyjemnie trzeźwy. W głowie ciągle słyszał to beztalencie
z kółka literackiego, które rościło sobie prawa do oceniania innych. Ten
palant nigdy nie zniżył się do przeczytania choćby jednego tekstu Miszy.
Ale widząc, że Misza przechodzi zaprzestał na chwile strofować jakiegoś
młodego przestraszonego pisarza, żeby za chwilę demonstracyjnie
wybuchnąć
- Co wy tu w ogóle przynosicie towarzyszu. Przecież to zwykła tandetna
Bułhakowszczyzna.
Pod płaszczem nieprzyjemnie cisnął wetknięty byle jak za pasek rękopis.
Kolejna odrzucona książka. Czymże zawiniłeś KC nieszczęsny Piłacie, że
nie chcą nowej wersji twojej historii?
Nie chciał wracać do domu, jeszcze nie. Wiedział ze miała przyjść Tania,
więc pewnie leżą już z Małogorzatą zbyt pijane, żeby zauważyć kiedy
wróci. Ma jeszcze coś do zrobienia. Znał taki zaułek w Moskwie, gdzie
deszcz nie przedzierał się przez ściany blisko stojących kamienic i
gdzie mógł spokojnie zrobić rozliczenie ze swoją duszą.
Rękopis rzucony ze wściekłością wylądował na bruku. Dłoń rozpoczęła
rozpaczliwe szukanie zapałek w obszernych kieszeniach płaszcza. Są.
Jeszcze tylko chwila i papier zapłonął wesołym jasnym płomieniem. Misza
patrzył się na to bez wielkich emocji.
- Więc to tak kończy się moja kariera literacka - powiedział cicho do
siebie.
- Zgaś to Misza. Szkoda twojej pracy, żebyś musiał to wszystko pisać od
nowa.
Misza podskoczył jak oparzony. Kim był ten człowiek, który podszedł tak
cicho. Skąd znał jego imię?
- Przecież wiesz kim jestem. Domyślasz się, choć jeszcze nie pozwalasz
sobie, aby to do ciebie dotarło. Patrz. Rękopisy się nie palą.
Faktycznie, papier który jeszcze przed chwilą wglądał prawie jak kupka
popiołu teraz znów był rękopisem. Tylko lekko nadpalone rogi zdradzały,
że jeszcze przed chwilą miał zamiar odejść w niebyt.
- Czego chcesz ode mnie?
- Przecież wiesz. Chcę twojej duszy.
- Bierz ją, ale daj mi talent, który uczyni ze mnie wielkiego pisarza.
- Oddajesz ją ?
- Tak.
- Głupi Misza byłeś i głupi pozostaniesz. Oddałeś mi dusze za darmo.
Masz wielki talent, w który wierzy tylko twoja żona. Wierzy do tego
stopnia, że kurwi się na okrągło, żebyś tylko mógł się przebić. Gdybyś
zechciał tylko pisać wiernopoddańcze teksty dla władzy żyłbyś teraz w
niewyobrażalnym luksusie. Ale ty masz te swoje zasady. Będziesz sławny,
choć tego nie dożyjesz. Twoje dzieła będą czytane, kiedy dzieła Lenina
będą przerabiać na papier toaletowy. Weź ten rękopis i wracaj do domu.
Misza schylił się, żeby podnieść swoje cudownie ocalone dzieło. Kiedy
się podniósł, nieznajomego już nie było.
Deszcz powoli przeradzał się w nieprzyjemną mżawkę, kiedy po cichu
otwierał drzwi do swojej sutereny. Ku jego zdumieniu Małogorzata jeszcze
nie spała.
- Gdzie byłeś tyle czasu Misza? Tak się bałam. Wiesz, że teraz ludzie
znikają.
- Wybacz kochanie. Połóż już się spać. Ja muszę jeszcze popracować.
Nie bardzo zdając sobie sprawę z tego co robi rozdzielił rękopis na
kilka części. Później wziął kartkę czystego papieru i zaczął pisać. Po
godzinie przeczytał to co już zdążył przelać na papier, zastanowił się i
na górze kartki wielkimi literami napisał "Mistrz i Małogorzata" A na
dworze mżawka znów zmieniała się w jesienny Moskiewski deszcz.
--
Jeszcze jedno hobby i wyjdę z internetu