Chciałam napisać jakiś mądry wstęp ale przez usta moje przemawia cały czas Józef Gruszka. Tak się wczułam w jego rolę, że aż strach, co będzie w pracy jak zapodam szefowi jakiegoś teksta
Napisałam to, bo bojownik KoX postawił kwestię „czy chanya umie zbudować postać?”. Pomyślałam więc, że musze spróbować. Proszę KoX’a i każdego, kto zechce się wypowiedzieć o ocenę, czy jest to postać wiarygodna.
Nazywam się Józef Gruszka i siedzę w więzieniu. Nie jestem jakiś głupi czy coś i dlatego postanowiłem napisać jak to ze mną było.
Mam siostrę starszą o 12 lat Maryśkę, która wyjechała z domu jak lat miała 17 i dotąd nie wróciła. Matka nigdy nic o niej nie mówiła. Ja zresztą nie pytałem bo wcale jej nie pamiętam. Babka mi mówiła parę razy
- a wiesz ty Józuś, że masz siostrę Marysię?
- wiem babka, odpowiadałem zawsze.
- pamiętaj, żebyś nie zapomniał, że masz starszą siostrę Marysię.
Tyle w kwestii Maryśki.
Mam też brata Władysława, starszego o 11 lat i brata Artka młodszego o 14 lat. Ja mam na imię Józef i lat mam 34. Brat mój Władysław siedzi też w więzieniu za recydywę i psy go doprowadziły na mój proces skutego w kajdankach. Nie spojrzałem na niego jak zeznawał i teraz nie wiem, czy miał mi za złe. Myślę, że nie miał, bo zawsze mnie lubił i nawet złamał kiedyś rękę takiemu jednemu chujowi spod 14 jak mi tamten skroił 20 zł. Władysław ojcem nigdy języka wspólnego nie miał ale i zatargów żadnych nie mieli. Chyba nigdy ze sobą za bardzo nie gadali. Władysław miewał zatargi z matką. Zwykle jak wracał do domu matka od progu darła się na niego
- gdzieś był ty skurwysynu pierdolony, to nie hotel, żebyś sobie przychodził kiedy chcesz i wychodził jak ci pasuje
- stul pysk matka- mówił jej, ale ona nigdy nie słuchała, zawsze darła się dalej
- ja ci dam stul pysk, jak ci jebnę zaraz ty sukinsynu jeden, to wylecisz ani się nie obejrzysz.
Ja zawsze wtedy wychodziłem z domu, nie mogłem patrzeć jak Władysław ubliża matce. Jakby to był ktoś obcy to bym chuja zapierdolił, a że Władysław, to nie mogłem. Gdy wracałem do domu zwykle było tak samo- Władysław z ojcem pili w dużym pokoju a matki nie było. Mnie nigdy nie zaprosili do wspólnego stołu ale też i nie chciałem wcale.
Młodszy mój brat Artek to milczek i nie wiadomo wcale co mu w głowie siedzi. Czasem dziwnie mi się robiło jak się spojrzał, bo zupełnie nie mogłem rozgryźć co on myśli. Cały na czarno ubrany, nic się nie odzywał, kolegów wspólnych nie mieliśmy. Czasem jak zadyma się robiła to siedział przy samej ścianie na wersalce, taki spłaszczony za zasłoną. Psy przyjeżdżały a on nic, jakby go nie było.
Teraz powiem jak to się stało, że ja szkoły żadnej nie zdałem. Głupi nie jestem i jakbym chciał to bym i inżynierem pierdolonym mógł być albo jakiś kierowcą rajdowym albo kim bym chciał. Matka kucharką był w szpitalu wojskowym a ojciec miał prawdziwy mundur wojskowy. Nie wiadomo co ojciec robił, bo nigdy nic nie gadał, ale w wojsku przestał pracować i emerytury żadnej ani innej roboty nie podjął. Matka też nigdy słowa nie powiedziała. Ona to w tej kuchni pracowała jak byłem mały a potem już nie, nie wiem dlaczego. Brat mój Władysław gdzieś znikał na kilka dni i po jego powrocie zawsze w domu było i picie i jedzenie. Ja czasem coś skroiłem albo robotę jakąś podjąłem. Jak byłem mały to byłem strasznie dumny, że ojciec ma mundur w domu. Przychodzili do mnie chłopaki ze szkoły i oglądali mundur. Była w domu też prawdziwa kabura i nabój. Koledzy zazdrościli mi.
Ojciec miał dużo kolegów. Przychodzili oni do nas, matka robiła kanapki, pili wódkę, było wesoło. Skończyło się jednak, nie wiem czego. Ojciec zaczął pić poza domem. Bałem się do niego podejść gdy był napity. Zawsze wtedy wrzeszczał na mnie i bił. Jak byłem w 7 klasie podstawówki odpyskowałem mu, że jak pijany przychodzi to niech mordę zamknie, bo czytać nie można. Nie wiem, skąd mi się to wtedy wzięło. Tak mnie wtedy pierdolnął w głowę, że mnie zamroczyło. Na drugi dzień w szkole miałem przejebane, bo nie mogłem nic zrozumieć z tego co nauczyciele gadają. Jakiś wtedy byłem otępiały.
Z dzieciństwa to najbardziej pamiętam to, jak mnie zawieźli kiedyś w wakacje do ciotki Julity- siostry ojca na wieś. Po dwóch tygodniach matka przyjechała i przywiozła mi wiaderko plastikowe z sitkiem, łopatką i grabkami. Tak się ucieszyłem z tego prezentu, zdjąłem sitko z wiadra, a tam były cukierki. Te cukierki to do dzisiaj pamiętam- takie żółte w celofanowych papierkach. Wiaderko to zostało na wsi u ciotki, bo zapomnieliśmy je zabrać. Ja się w domu pokapowałem że go nie ma to strasznie płakałem.
Potem pamiętam jak byłem w ósmej klasie. Zacząłem się ojcu stawiać. Zawsze jednak bił i ja się go bałem.
Któregoś razu koledzy spod bloku dali mi wina. Wypiłem wtedy z pół butelki i tak się napiłem, że nie wiedziałem jak trafić do domu. Po tym wydarzeniu często piliśmy z kolegami. Robiliśmy to w piwnicy, żeby nas nikt nie przyłapał. Jak wracałem do domu napity to zaraz szedłem spać i nikt się nie czepiał.
Któregoś razu zarobiłem 30 zł. Jednej pani z domków miałem wynieść różne śmieci z piwnicy. Najwięcej tam było butelek ale na skup się nie nadawały, bo nietypowe. Kiedyś była taka oranżada „Kaskada” i te butelki były właśnie takie. Zapłaciła mi za to 30 zł. Kupiłem wtedy wódkę i poszedłem z nią do ojca. Ojciec od razu wyciągnął dwa kieliszki, chleb i pasztetówkę. Zasiedliśmy pierwszy raz do wspólnego stołu. Pamiętam to, bo poczułem się wtedy wspaniale. Kochałem ojca bardzo.
Potem jak brat Władysław pił z ojcem to mnie też zapraszali.
Potem skończyłem ósmą klasę i musiałem wybrać jakąś szkołę. Zastanawiałem się jaką tą szkołę wybrać i na nic nie mogłem się zdecydować. Nie zapisałem się więc do żadnej, bo nie chciałem chodzić do jakiejś głupiej szkoły. Matka zaczęła drzeć się, że darmo żreć mi nie będzie dawać i że mam roboty jakiejś sobie poszukać. Nie wiedziałem gdzie tej roboty szukać. Prosić się o robotę po zakładach pracy nie miałem zamiaru. Rano wychodziłem z domu i zaraz spotykałem kolegów, zawsze pod blokiem coś się działo. Przesiadywaliśmy w piwnicy, w komorze CO- ciepło i spokój. Mieliśmy tam materac i świeczki. Koledzy opowiadali o kobietach. Ja też opowiadałem różne historie bo mi było wstyd, że oni takie mieli przeżycia a ja nie. Kiedyś jak tak siedzieliśmy i nudno zaczęło się robić, to podpaliliśmy jednemu sąsiadowi drzwi do piwnicy. Innym razem zrobiliśmy zawody plucia na siodełko roweru poprzez szczeble. Śmialiśmy się na myśl, jak sąsiadka siądzie na tych naszych charchach i pojedzie.
W owym czasie często kłóciliśmy się z ojcem. Długo nigdy nie czekał, żebym mu odpowiedział co myślę. Chodziłem wtedy tak wściekły, jak tylko ktoś mi wszedł w drogę zaraz nie byłem mu dłużny. Ojca jednak bałem się, myślę, że bali się go wszyscy. Matka się bała i bracia i koledzy i sąsiedzi.
Któregoś razu przyszedłem do domu prawie trzeźwy ale było bardzo późno. Nie miałem klucza bo mi matka zabrała. Powiedziała, że to nie hotel i darmo mnie tu nikt nie będzie trzymał i klucz zabrała. - na chuj mi ten twój klucz, powiedziałem do niej. Ubrałem się i wyszedłem a drzwiami tak jebnąłem wtedy że wygięła się futryna i już potem zamek źle chodził. No więc jak wracałem do domu to już było koło drugiej w nocy. Drzwi były zamknięte a ja nie miałem klucza. Kopnąłem wtedy parę razy. Otworzyła mi matka, bez słowa, zaspana, zeszła mi z drogi. Nie miałem zamiaru nic gadać, tylko iść spać. Z pokoju jednak wyszedł ojciec i od razu do mnie wystartował. Nie pamiętam co mi powiedział wtedy ani co ja mówiłem. Pamiętam tyko, że mnie złapał za oszywkę a ja mu tę jego rękę wtedy odtrąciłem. Taki byłem wtedy wściekły, tak go jebnąłem z całej siły w tą jego rękę. Po czym stanąłem gotowy do dalszej walki, cały spięty czekałem na jego ruch, byłem pewien, że teraz to mnie zapierdoli ale było mi wszystko jedno. Jednak ojciec wtedy wycofał się, powiedział żebym cicho był, odwrócił się i poszedł. Ja stałem jeszcze chwilę w tym przedpokoju. Cały się trząsłem, pot mnie oblał, nogi zrobiły mi się miękkie i myślałem że się zsikam w spodnie. Poszedłem do łazienki i tam się rozpłakałem. Na drugi dzień wstyd mi było. Byłem pewien, że ojciec da mi za to dobrze popalić. Pomyliłem się, ojciec unikał mojego wzroku i nic się nie odzywał.
Za jaki czas sytuacja powtórzyła się. Potem niejednokrotnie zdarzały się różne sytuacje. Czasem i matka oberwała jak nas chciała rozdzielać. Kiedyś połamaliśmy z ojcem meblościankę w dużym pokoju. Poszedłem wtedy do sąsiadki zadzwonić po policję bo ojciec sam zaczął i bardziej był napity ode mnie. Ucieszyłem się na myśl, że jego tym razem wyprowadzą, tym bardziej że to on popchnął matkę i przez niego rozwaliła sobie czoło. Jak psy przyjechały to ojciec siedział cicho na wersalce i nic się nie ruszał nawet. Psy od razu do mnie przystartowały, wiadomo młody to winny, stary to niewinny. Tak mnie to wkurwiło że powiedziałem parę słów. Od razu skuli mnie i wyprowadzili do suki. Trzech ich było a ja jeden i w kajdankach mnie prowadzili. Wyciągnąłem skute ręce przed siebie, niech wszyscy widzą jakie cipy w policji są.
Po jakimś czasie znałem wszystkich na komendzie a wszyscy znali mnie. Srałem na to i mogli mnie zabierać jak chcieli. Jeść dali, wyspałem się zawsze i święto.
Tak upłynęły ostatnie lata. Do szkoły żadnej się nie zapisałem bo poszedłem w lata i wstyd było z gówniarzami w jednej ławce siedzieć. Nie ożeniłem się, kobiet miałem kilka ale do żeniaczki daleko mi było. W ogóle nigdy inicjatywy z mojej strony żadnej nie było. Nigdy nie miałem odwagi zagaić takiej, jeszcze by mi omówiła i wstyd by był przed kolegami. Zawsze to one wychodziły z propozycjami i ja się na nie zgadzałem. Mówiły mi, że mam buźkę jak aniołek i tym podobne rzeczy a ja robiłem wszystko co chciały. Dla kobiet to zawsze byłem delikatny ale nie lubiłem jak były wścibskie. Żadnej jednak nigdy nie uderzyłem, tylko jak wypytywały o różne rzeczy, to ubierałem się i tyle mnie widziały. Do żeniaczki jednak niemiałem głowy i nawet nigdy nie pomyślałem o tym. Żadna też mnie o to nie poprosiła to i nie wiem nawet czy bym się zgodził. Żadna z nich w więzieniu mnie nie odwiedziła, nie dostałem listu od żadnej ani nic. Pod celą to gadają o tym, czy żona wierna na wolności, czy w tango poszła, czy się nie skurwiła. Ja tym się nie martwię. Wkurwia mnie tylko taki jeden, puszy się jak paw bo jego kobieta podobno piękna jest jak jakaś królowa angielska. Chuj a nie królowa angielska. Kiedyś mu zapierdolę tak, że zamknie jadaczkę.
Raz jeden byłem dłużej z jedną taką. Na imię miała Aśka i była starsza ode mnie o 2 lata. Żadnej innej do domu nie przyprowadzałem, bo nie było po co. W jednym pokoju ojciec z matką a ja w drugim z bratem Artkiem i bratem Władysławem. Aśka jednak przyszła kiedyś sama. Ojciec z matką siedzieli w dużym pokoju razem z Jóźką. Jóźka często bywała u nas, bo jej mąż miał delirkę i o mało jej oczu nie powybijał. Jóźka jak się napiła to cicho siedziała i nie awanturowała się, tak samo jak matka.
No więc jak przyszła Aśka, to matka z ojcem i Jóźką już dobrze napici byli. Poszliśmy do małego pokoju. Siedział tam mój brat Artek ale na nasz widok wstał i wyszedł z domu. Strasznie byłem wtedy zadowolony, że mogę przyjąć w gościach dziewczynę. Brata Władysława też nie było w domu, byliśmy w pokoju sami. Zrobiłem jej herbaty, włączyłem radio, zrobiło się bardzo miło. Pocałowałem ją, pachniała pięknie i miała takie miłe, długie włosy. Pomyślałem wtedy, że to miłość właśnie. Ale potem parę razy tylko spotkaliśmy się i jakoś to się skończyło.
Najbardziej ze wszystkich to lubiłem babkę. Babka głaskała mnie po głowie i mówiła
- dobre dziecko z ciebie Józuś, szkoda cię, szkołę żebyś jakąś skończył i robotę dobrą miał. Zawsze też coś do jedzenia i parę złotych mi dała. Babka umarła jak miałem 20 lat, płakałem na jej pogrzebie, do grobu na własnych barkach razem z braćmi i ojcem ją niosłem i na całej mszy siedziałem pod trumną.
Mam też drugą babkę, ale tamtej w ogóle nie uważam i prawie nie pamiętam.
Tu w więzieniu już się przyzwyczaiłem. Różne mam dziary na twarzy i na torsie. Mam też rozpieprzoną brodę i wypalony ślad po grzałce na przedramieniu. Nie będę jednak opowiadał jak to było bo kolegów spod celi nie będę sypał. Szanują mnie tu bo nie jestem jakimś pierdolonym alimenciarzem albo jakimś gorszym cwelem. To co zrobiłem zapewnia mi szacunek i bać się nie musze. Ale ja dumny z tego nie jestem i jakbym tylko mógł cofnąć czas nigdy nie dopuściłbym do tego. Bywa, że w nocy śni mi się, jak trzymam ojca głowę w rękach i walę nim o ścianę. Chciałbym przestać i nie mogę.
Bo tak było naprawdę. Za to trafiłem za kraty i pewnie wolności już nie zobaczę.
Tego dnia co to się stało matki ani Artka nie było w domu. Rano wróciłem do domu, napity byłem i spać chciałem już iść. Wszedłem do domu a tam ojciec siedział przy stole. Chyba całą noc tak siedział, bo przed nim stała butelka. W butelce może pięćdziesiątka na dnie była, nie więcej. Ojciec łokciami wsparty był na stole a głowa kiwała mu się jak koniowi. Ja z nim nie zaczynałem. Chciałem tylko się rozebrać, buty zdjąć. Ale on coś powiedział, ja mu odpyskowałem, trochę się poszarpaliśmy on się przewrócił a ja poszedłem spać. Spałem cały dzień a na wieczór jak wstałem, to zobaczyłem ojca jak leżał na podłodze. Najpierw to w ogóle nie skojarzyłem, że upadł rano i tak leży. Ale powiedziałem do niego, żeby wstał z podłogi a on nic. Poruszałem go a on zimny. Potem potoczyło się tak, że zadzwoniłem po pogotowie, psy mnie zabrały do aresztu a po roku miałem proces. Matka na procesie nie zeznawała, brat Artek też a Władysława przyprowadzili w kajdankach. Na procesie zeznawali sąsiedzi i każdy mówił, że u nas ciągłe awantury były. Przecież to nie miało nic wspólnego z tym co się stało. Poszarpaliśmy się z ojcem, za mocno go pchnąłem i tak się stało jak się stało. Ja bardzo tego żałuję. Ciekawy jestem, co matka zrobiła z mundurem. Jakbym tyko mógł cofnąć czas, to nigdy bym ojca tak mocno nie popchnął.
Całą tą historię polecił mi napisać psycholog więzienny bo to ma pomóc.
Józef Gruszka
Napisałam to, bo bojownik KoX postawił kwestię „czy chanya umie zbudować postać?”. Pomyślałam więc, że musze spróbować. Proszę KoX’a i każdego, kto zechce się wypowiedzieć o ocenę, czy jest to postać wiarygodna.
Nazywam się Józef Gruszka i siedzę w więzieniu. Nie jestem jakiś głupi czy coś i dlatego postanowiłem napisać jak to ze mną było.
Mam siostrę starszą o 12 lat Maryśkę, która wyjechała z domu jak lat miała 17 i dotąd nie wróciła. Matka nigdy nic o niej nie mówiła. Ja zresztą nie pytałem bo wcale jej nie pamiętam. Babka mi mówiła parę razy
- a wiesz ty Józuś, że masz siostrę Marysię?
- wiem babka, odpowiadałem zawsze.
- pamiętaj, żebyś nie zapomniał, że masz starszą siostrę Marysię.
Tyle w kwestii Maryśki.
Mam też brata Władysława, starszego o 11 lat i brata Artka młodszego o 14 lat. Ja mam na imię Józef i lat mam 34. Brat mój Władysław siedzi też w więzieniu za recydywę i psy go doprowadziły na mój proces skutego w kajdankach. Nie spojrzałem na niego jak zeznawał i teraz nie wiem, czy miał mi za złe. Myślę, że nie miał, bo zawsze mnie lubił i nawet złamał kiedyś rękę takiemu jednemu chujowi spod 14 jak mi tamten skroił 20 zł. Władysław ojcem nigdy języka wspólnego nie miał ale i zatargów żadnych nie mieli. Chyba nigdy ze sobą za bardzo nie gadali. Władysław miewał zatargi z matką. Zwykle jak wracał do domu matka od progu darła się na niego
- gdzieś był ty skurwysynu pierdolony, to nie hotel, żebyś sobie przychodził kiedy chcesz i wychodził jak ci pasuje
- stul pysk matka- mówił jej, ale ona nigdy nie słuchała, zawsze darła się dalej
- ja ci dam stul pysk, jak ci jebnę zaraz ty sukinsynu jeden, to wylecisz ani się nie obejrzysz.
Ja zawsze wtedy wychodziłem z domu, nie mogłem patrzeć jak Władysław ubliża matce. Jakby to był ktoś obcy to bym chuja zapierdolił, a że Władysław, to nie mogłem. Gdy wracałem do domu zwykle było tak samo- Władysław z ojcem pili w dużym pokoju a matki nie było. Mnie nigdy nie zaprosili do wspólnego stołu ale też i nie chciałem wcale.
Młodszy mój brat Artek to milczek i nie wiadomo wcale co mu w głowie siedzi. Czasem dziwnie mi się robiło jak się spojrzał, bo zupełnie nie mogłem rozgryźć co on myśli. Cały na czarno ubrany, nic się nie odzywał, kolegów wspólnych nie mieliśmy. Czasem jak zadyma się robiła to siedział przy samej ścianie na wersalce, taki spłaszczony za zasłoną. Psy przyjeżdżały a on nic, jakby go nie było.
Teraz powiem jak to się stało, że ja szkoły żadnej nie zdałem. Głupi nie jestem i jakbym chciał to bym i inżynierem pierdolonym mógł być albo jakiś kierowcą rajdowym albo kim bym chciał. Matka kucharką był w szpitalu wojskowym a ojciec miał prawdziwy mundur wojskowy. Nie wiadomo co ojciec robił, bo nigdy nic nie gadał, ale w wojsku przestał pracować i emerytury żadnej ani innej roboty nie podjął. Matka też nigdy słowa nie powiedziała. Ona to w tej kuchni pracowała jak byłem mały a potem już nie, nie wiem dlaczego. Brat mój Władysław gdzieś znikał na kilka dni i po jego powrocie zawsze w domu było i picie i jedzenie. Ja czasem coś skroiłem albo robotę jakąś podjąłem. Jak byłem mały to byłem strasznie dumny, że ojciec ma mundur w domu. Przychodzili do mnie chłopaki ze szkoły i oglądali mundur. Była w domu też prawdziwa kabura i nabój. Koledzy zazdrościli mi.
Ojciec miał dużo kolegów. Przychodzili oni do nas, matka robiła kanapki, pili wódkę, było wesoło. Skończyło się jednak, nie wiem czego. Ojciec zaczął pić poza domem. Bałem się do niego podejść gdy był napity. Zawsze wtedy wrzeszczał na mnie i bił. Jak byłem w 7 klasie podstawówki odpyskowałem mu, że jak pijany przychodzi to niech mordę zamknie, bo czytać nie można. Nie wiem, skąd mi się to wtedy wzięło. Tak mnie wtedy pierdolnął w głowę, że mnie zamroczyło. Na drugi dzień w szkole miałem przejebane, bo nie mogłem nic zrozumieć z tego co nauczyciele gadają. Jakiś wtedy byłem otępiały.
Z dzieciństwa to najbardziej pamiętam to, jak mnie zawieźli kiedyś w wakacje do ciotki Julity- siostry ojca na wieś. Po dwóch tygodniach matka przyjechała i przywiozła mi wiaderko plastikowe z sitkiem, łopatką i grabkami. Tak się ucieszyłem z tego prezentu, zdjąłem sitko z wiadra, a tam były cukierki. Te cukierki to do dzisiaj pamiętam- takie żółte w celofanowych papierkach. Wiaderko to zostało na wsi u ciotki, bo zapomnieliśmy je zabrać. Ja się w domu pokapowałem że go nie ma to strasznie płakałem.
Potem pamiętam jak byłem w ósmej klasie. Zacząłem się ojcu stawiać. Zawsze jednak bił i ja się go bałem.
Któregoś razu koledzy spod bloku dali mi wina. Wypiłem wtedy z pół butelki i tak się napiłem, że nie wiedziałem jak trafić do domu. Po tym wydarzeniu często piliśmy z kolegami. Robiliśmy to w piwnicy, żeby nas nikt nie przyłapał. Jak wracałem do domu napity to zaraz szedłem spać i nikt się nie czepiał.
Któregoś razu zarobiłem 30 zł. Jednej pani z domków miałem wynieść różne śmieci z piwnicy. Najwięcej tam było butelek ale na skup się nie nadawały, bo nietypowe. Kiedyś była taka oranżada „Kaskada” i te butelki były właśnie takie. Zapłaciła mi za to 30 zł. Kupiłem wtedy wódkę i poszedłem z nią do ojca. Ojciec od razu wyciągnął dwa kieliszki, chleb i pasztetówkę. Zasiedliśmy pierwszy raz do wspólnego stołu. Pamiętam to, bo poczułem się wtedy wspaniale. Kochałem ojca bardzo.
Potem jak brat Władysław pił z ojcem to mnie też zapraszali.
Potem skończyłem ósmą klasę i musiałem wybrać jakąś szkołę. Zastanawiałem się jaką tą szkołę wybrać i na nic nie mogłem się zdecydować. Nie zapisałem się więc do żadnej, bo nie chciałem chodzić do jakiejś głupiej szkoły. Matka zaczęła drzeć się, że darmo żreć mi nie będzie dawać i że mam roboty jakiejś sobie poszukać. Nie wiedziałem gdzie tej roboty szukać. Prosić się o robotę po zakładach pracy nie miałem zamiaru. Rano wychodziłem z domu i zaraz spotykałem kolegów, zawsze pod blokiem coś się działo. Przesiadywaliśmy w piwnicy, w komorze CO- ciepło i spokój. Mieliśmy tam materac i świeczki. Koledzy opowiadali o kobietach. Ja też opowiadałem różne historie bo mi było wstyd, że oni takie mieli przeżycia a ja nie. Kiedyś jak tak siedzieliśmy i nudno zaczęło się robić, to podpaliliśmy jednemu sąsiadowi drzwi do piwnicy. Innym razem zrobiliśmy zawody plucia na siodełko roweru poprzez szczeble. Śmialiśmy się na myśl, jak sąsiadka siądzie na tych naszych charchach i pojedzie.
W owym czasie często kłóciliśmy się z ojcem. Długo nigdy nie czekał, żebym mu odpowiedział co myślę. Chodziłem wtedy tak wściekły, jak tylko ktoś mi wszedł w drogę zaraz nie byłem mu dłużny. Ojca jednak bałem się, myślę, że bali się go wszyscy. Matka się bała i bracia i koledzy i sąsiedzi.
Któregoś razu przyszedłem do domu prawie trzeźwy ale było bardzo późno. Nie miałem klucza bo mi matka zabrała. Powiedziała, że to nie hotel i darmo mnie tu nikt nie będzie trzymał i klucz zabrała. - na chuj mi ten twój klucz, powiedziałem do niej. Ubrałem się i wyszedłem a drzwiami tak jebnąłem wtedy że wygięła się futryna i już potem zamek źle chodził. No więc jak wracałem do domu to już było koło drugiej w nocy. Drzwi były zamknięte a ja nie miałem klucza. Kopnąłem wtedy parę razy. Otworzyła mi matka, bez słowa, zaspana, zeszła mi z drogi. Nie miałem zamiaru nic gadać, tylko iść spać. Z pokoju jednak wyszedł ojciec i od razu do mnie wystartował. Nie pamiętam co mi powiedział wtedy ani co ja mówiłem. Pamiętam tyko, że mnie złapał za oszywkę a ja mu tę jego rękę wtedy odtrąciłem. Taki byłem wtedy wściekły, tak go jebnąłem z całej siły w tą jego rękę. Po czym stanąłem gotowy do dalszej walki, cały spięty czekałem na jego ruch, byłem pewien, że teraz to mnie zapierdoli ale było mi wszystko jedno. Jednak ojciec wtedy wycofał się, powiedział żebym cicho był, odwrócił się i poszedł. Ja stałem jeszcze chwilę w tym przedpokoju. Cały się trząsłem, pot mnie oblał, nogi zrobiły mi się miękkie i myślałem że się zsikam w spodnie. Poszedłem do łazienki i tam się rozpłakałem. Na drugi dzień wstyd mi było. Byłem pewien, że ojciec da mi za to dobrze popalić. Pomyliłem się, ojciec unikał mojego wzroku i nic się nie odzywał.
Za jaki czas sytuacja powtórzyła się. Potem niejednokrotnie zdarzały się różne sytuacje. Czasem i matka oberwała jak nas chciała rozdzielać. Kiedyś połamaliśmy z ojcem meblościankę w dużym pokoju. Poszedłem wtedy do sąsiadki zadzwonić po policję bo ojciec sam zaczął i bardziej był napity ode mnie. Ucieszyłem się na myśl, że jego tym razem wyprowadzą, tym bardziej że to on popchnął matkę i przez niego rozwaliła sobie czoło. Jak psy przyjechały to ojciec siedział cicho na wersalce i nic się nie ruszał nawet. Psy od razu do mnie przystartowały, wiadomo młody to winny, stary to niewinny. Tak mnie to wkurwiło że powiedziałem parę słów. Od razu skuli mnie i wyprowadzili do suki. Trzech ich było a ja jeden i w kajdankach mnie prowadzili. Wyciągnąłem skute ręce przed siebie, niech wszyscy widzą jakie cipy w policji są.
Po jakimś czasie znałem wszystkich na komendzie a wszyscy znali mnie. Srałem na to i mogli mnie zabierać jak chcieli. Jeść dali, wyspałem się zawsze i święto.
Tak upłynęły ostatnie lata. Do szkoły żadnej się nie zapisałem bo poszedłem w lata i wstyd było z gówniarzami w jednej ławce siedzieć. Nie ożeniłem się, kobiet miałem kilka ale do żeniaczki daleko mi było. W ogóle nigdy inicjatywy z mojej strony żadnej nie było. Nigdy nie miałem odwagi zagaić takiej, jeszcze by mi omówiła i wstyd by był przed kolegami. Zawsze to one wychodziły z propozycjami i ja się na nie zgadzałem. Mówiły mi, że mam buźkę jak aniołek i tym podobne rzeczy a ja robiłem wszystko co chciały. Dla kobiet to zawsze byłem delikatny ale nie lubiłem jak były wścibskie. Żadnej jednak nigdy nie uderzyłem, tylko jak wypytywały o różne rzeczy, to ubierałem się i tyle mnie widziały. Do żeniaczki jednak niemiałem głowy i nawet nigdy nie pomyślałem o tym. Żadna też mnie o to nie poprosiła to i nie wiem nawet czy bym się zgodził. Żadna z nich w więzieniu mnie nie odwiedziła, nie dostałem listu od żadnej ani nic. Pod celą to gadają o tym, czy żona wierna na wolności, czy w tango poszła, czy się nie skurwiła. Ja tym się nie martwię. Wkurwia mnie tylko taki jeden, puszy się jak paw bo jego kobieta podobno piękna jest jak jakaś królowa angielska. Chuj a nie królowa angielska. Kiedyś mu zapierdolę tak, że zamknie jadaczkę.
Raz jeden byłem dłużej z jedną taką. Na imię miała Aśka i była starsza ode mnie o 2 lata. Żadnej innej do domu nie przyprowadzałem, bo nie było po co. W jednym pokoju ojciec z matką a ja w drugim z bratem Artkiem i bratem Władysławem. Aśka jednak przyszła kiedyś sama. Ojciec z matką siedzieli w dużym pokoju razem z Jóźką. Jóźka często bywała u nas, bo jej mąż miał delirkę i o mało jej oczu nie powybijał. Jóźka jak się napiła to cicho siedziała i nie awanturowała się, tak samo jak matka.
No więc jak przyszła Aśka, to matka z ojcem i Jóźką już dobrze napici byli. Poszliśmy do małego pokoju. Siedział tam mój brat Artek ale na nasz widok wstał i wyszedł z domu. Strasznie byłem wtedy zadowolony, że mogę przyjąć w gościach dziewczynę. Brata Władysława też nie było w domu, byliśmy w pokoju sami. Zrobiłem jej herbaty, włączyłem radio, zrobiło się bardzo miło. Pocałowałem ją, pachniała pięknie i miała takie miłe, długie włosy. Pomyślałem wtedy, że to miłość właśnie. Ale potem parę razy tylko spotkaliśmy się i jakoś to się skończyło.
Najbardziej ze wszystkich to lubiłem babkę. Babka głaskała mnie po głowie i mówiła
- dobre dziecko z ciebie Józuś, szkoda cię, szkołę żebyś jakąś skończył i robotę dobrą miał. Zawsze też coś do jedzenia i parę złotych mi dała. Babka umarła jak miałem 20 lat, płakałem na jej pogrzebie, do grobu na własnych barkach razem z braćmi i ojcem ją niosłem i na całej mszy siedziałem pod trumną.
Mam też drugą babkę, ale tamtej w ogóle nie uważam i prawie nie pamiętam.
Tu w więzieniu już się przyzwyczaiłem. Różne mam dziary na twarzy i na torsie. Mam też rozpieprzoną brodę i wypalony ślad po grzałce na przedramieniu. Nie będę jednak opowiadał jak to było bo kolegów spod celi nie będę sypał. Szanują mnie tu bo nie jestem jakimś pierdolonym alimenciarzem albo jakimś gorszym cwelem. To co zrobiłem zapewnia mi szacunek i bać się nie musze. Ale ja dumny z tego nie jestem i jakbym tylko mógł cofnąć czas nigdy nie dopuściłbym do tego. Bywa, że w nocy śni mi się, jak trzymam ojca głowę w rękach i walę nim o ścianę. Chciałbym przestać i nie mogę.
Bo tak było naprawdę. Za to trafiłem za kraty i pewnie wolności już nie zobaczę.
Tego dnia co to się stało matki ani Artka nie było w domu. Rano wróciłem do domu, napity byłem i spać chciałem już iść. Wszedłem do domu a tam ojciec siedział przy stole. Chyba całą noc tak siedział, bo przed nim stała butelka. W butelce może pięćdziesiątka na dnie była, nie więcej. Ojciec łokciami wsparty był na stole a głowa kiwała mu się jak koniowi. Ja z nim nie zaczynałem. Chciałem tylko się rozebrać, buty zdjąć. Ale on coś powiedział, ja mu odpyskowałem, trochę się poszarpaliśmy on się przewrócił a ja poszedłem spać. Spałem cały dzień a na wieczór jak wstałem, to zobaczyłem ojca jak leżał na podłodze. Najpierw to w ogóle nie skojarzyłem, że upadł rano i tak leży. Ale powiedziałem do niego, żeby wstał z podłogi a on nic. Poruszałem go a on zimny. Potem potoczyło się tak, że zadzwoniłem po pogotowie, psy mnie zabrały do aresztu a po roku miałem proces. Matka na procesie nie zeznawała, brat Artek też a Władysława przyprowadzili w kajdankach. Na procesie zeznawali sąsiedzi i każdy mówił, że u nas ciągłe awantury były. Przecież to nie miało nic wspólnego z tym co się stało. Poszarpaliśmy się z ojcem, za mocno go pchnąłem i tak się stało jak się stało. Ja bardzo tego żałuję. Ciekawy jestem, co matka zrobiła z mundurem. Jakbym tyko mógł cofnąć czas, to nigdy bym ojca tak mocno nie popchnął.
Całą tą historię polecił mi napisać psycholog więzienny bo to ma pomóc.
Józef Gruszka
--