Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Kochanie, otworzysz? - powiedziała Ona wychylając głowę z kuchni, a wraz z jej głosem do pokoju wpłynęła słodka fala waniliowo-cynamonowych zapachów. - Ja mam ręce całe w cieście.
Zanim dokończyła, pędziłem w stronę drzwi, bo tego dnia miała przecież przyjść TA przesyłka. Czekałem na nią od rana! Mój nowy komputer!
Za drzwiami czekał sympatyczny pan w uniformie DHL-u, w ręku trzymał formularz. U jego stóp, zapakowana w szary papier i oklejona kolorowymi nalepkami, leżała spora paczka.
Szybciutko podpisałem co trzeba, choć przy tym może trochę zbyt bezceremonialnie pożegnałem kuriera, ale umierałem przecież z niecierpliwości. Z paczką pod pachą pognałem do pokoju. Po drodze jeszcze zatrzymałem się w wejściu do kuchni i dumnie pokazałem Jej trzymaną przed sobą przesyłkę.
- Mam go! Nareszcie porządny komputer! I zaraz go zainstaluję! A wieczorem obejrzymy sobie piracką kopię „Listów z Iwo Jimy”! I „Eragona”! I „Apocalypto”! W końcu nic nie będzie się cięło! - śmiałem się głośno, szczęśliwy przy tym jak dziecko. - Allegro jest super!
Widząc moje podekscytowanie, Ona też roześmiała się od ucha do ucha. W kusym fartuszku narzuconym na moją koszulkę wyglądała bardzo seksownie, ale ja teraz nie zwracałem na to uwagi. Liczył się tylko nowy komputer!
- Uciekaj natychmiast z kuchni! - pogroziła mi żartobliwie łyżką. - Zamiast pętać się tutaj bez pożytku zabierz się za sprzęt, a ja spokojnie dokończę ciasto. Będzie w sam raz na film. Tylko sprawdź, proszę, czy mamy jeszcze słodkie wino, bo jak nie, to będziesz musiał skoczyć do sklepu!
Ale ja udałem, że tego nie słyszałem, bo jak oparzony gnałem do pokoju. Jeszcze przez chwilę, zbijacym sercem, trzymałem paczkę w dłoniach, napawając się jej ciężarem i tym podniecającym momentem, zupełnie jakbym właśnie dostał prezent od samego Świętego Mikołaja. Wspaniałe uczucie, cudowna chwila.
Nożyczki sprawnie przecięły taśmy, ręce rozerwały opakowanie i ukazało się wieko pudła. I tutaj spotkała mnie niespodzianka, bo pierwsze, co rzuciło się w oczy, to list przyklejony taśmą do wierzchu pudła. Złożona w pół kartka. Tekst starannie wydrukowany na dobrej jakości papierze. Zaczynał się słowami:
„Ciężki frajerze! Pewnie już nigdy nie zrozumiem jak to jest możliwe, że co rusz udaje mi się nabierać takich jak ty debili i idiotów. Gdybym wiedział, że wyłudzanie pieniędzy przez Internet jest takie proste, nie zawracałbym sobie wcześniej głowy napadaniem na staruszki i już dawno zaczął karierę na Allegro. Tak jest, słusznie podejrzewasz: dałeś mi się zrobić w ch...”
Szok. Zmroziło mnie zupełnie tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przed oczami zobaczyłem ciemność, w głowie czułem pustkę. Już na granicy zawału serca szybko przesunąłem wzrokiem po kartce, aż do ostatnich słów:
„ ...frajera tak jak ty. Jeszcze raz dzięki za kasę: wydam ja na dziwki i wódę.
Z niepoważaniem:
Oszust Sp. bez O.”
Ciężkimi jak ołów rękami otworzyłem pudło, z grubsza domyślając się, czego mogę się w nim spodziewać zamiast zamówionego komputera. Ale nie było tam cegieł, co jak słyszałem, w takich przypadkach zdarza się najczęściej. Pieprzonemu oszustowi pewnie nie chciało się brudzić dresu wałęsaniem się po najbliższej budowie. Zamiast nich pudło było wypełnione papierowymi śmieciami i pustymi butelkami po piwie „Harnaś”. Do jednej z butelek łajdak wrzucił kilka niedopałków papierosów: wyobraziłem sobie, jak siedząc przed telewizorem, popijając browar i jarając szlugi, gnojek jeden zamawia pizzę. Za moje pieniądze. Śmieci w pudle były gęsto upakowane, tak że butelki nie stukały o siebie, a ciężar całości był ładnie, równo rozłożony. Taka paczka, wzięta do ręki, nie wzbudzała niczyich podejrzeń, bo i wymiary i ciężar z grubsza odpowiadały temu, co powinno być w środku. Niegłupio pomyślane.
To doprawdy fatalne uczucie dać się komuś oszukać jak dziecko, wyprowadzić w pole, okraść i ośmieszyć. Gdyby nie narastająca we mnie dzika wściekłość, pewnie poryczałbym się z bezsilności jak bóbr. Jednak gruczoły łzowe będą musiały zaczekać na swoją kolej, ponieważ pierwszeństwo miały teraz dłonie zaciskające się w pięści i zęby zgrzytające o zęby. Byłem pewien, że za chwilę po prostu wybuchnę, tak bardzo gotowała się we mnie złość!
Bardziej wyczułem niż zobaczyłem, że Ona weszła do pokoju. Nie musiałem nic mówić: widok otwartego pudła pełnego śmieci był wystarczająco wymowny. Nie uśmiechała się już, a jej twarz piękna przedstawiała sobą obraz głębokiego zatroskania.
- Kto mógł się spodziewać: ten sprzedający miał przecież tyle pozytywnych komentarzy. - powiedziała smutnym głosem. - Łajdak. Skoro zdecydował się zniszczyć swoją reputację, to pewnie w tym samym czasie oprócz nas szukał mnóstwo ludzi.
Nic nie powiedziałem, nie mogłem otworzyć ust z powodu zaciśniętych z gniewu szczęk. Nigdy nie spotkałem się z taką okrutną bezczelnością!
- Nie warto się wściekać, bo tego co się stało nie cofniesz. - Ona podeszła i współczująco pogłaskała mnie po ramieniu. - Dobrze, że komputer miał być używany, bo te 600 złotych jakie mu przelałeś na konto to nie tak znowu wielkie pieniądze. Gniew nic tu zmieni, a ...
- Nie dlatego się wściekam – przerwałem Jej w pół słowa, ręką gniewnie zrzucając pudło ze stołu. Papiery wyspały się na podłogę, puste butelki potoczyły pod stół i pod ścianę. - Jestem wściekły, ponieważ ten gnojek myśli sobie pewnie, że jest bezpieczny gdzieś tam, daleko i że żadna policja go nie złapie. Że jest bezkarny!
- Policja faktycznie raczej go nie złapie, jeśli się dobrze przygotował. Zwłaszcza, jeśli ukradł czyjeś konto i podszył się pod właściciela, a w takim wypadku jego adres i dane są nic nie warte. W gruncie rzeczy nic na niego nie mamy. - zajrzała do wnętrza przewróconego pudła jakby mimo wszystko spodziewając się zobaczyć tam komputer, który jakimś cudem uchował się pod śmieciami. Nic z tego.
- I tu się mylisz. - powiedziałem z nieskrywaną satysfakcją i schyliłem się by podnieść butelkę, w której wcześniej zauważyłem niedopałki. Pokazałem to Jej. - Drań myślał , że mu to ujdzie na sucho , a zostawił ślady śliny na niedopałkach.
- Myślisz o testach DNA? Że policja może je wykorzystać w śledztwie?
- W żadnym razie: mam własne sposoby.
- Znasz kogoś z mafii?! Myślisz, ze go znajdą i zmuszą do oddania pieniędzy? - ze zdziwienia jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. - Powiedz mi, że nie masz nic wspólnego z ludźmi z miasta, proszę. - Momentalnie spoważniała, a jej oczy uważnie wpatrywały się w moja twarz, pragnąc wyczytać z niej odpowiedź.
Pokręciłem głową w geście zaprzeczenia. To ją nieco uspokoiło, ale zaraz dostrzegła złośliwy uśmiech wypływający na moje oblicze. Zrozumiała.
- Mam inne sposoby. Pieniędzy wprawdzie nie odzyskam, ale pal to sześć: nie pozwolę, żeby jakiś gnój bezkarnie okradał mnie z pieniędzy. I psuł nam taki wspaniały wieczór. - pochyliłem się i pocałowałem ją w policzek, mrużąc oczy jak kot, który zaraz skoczy na niczego nie przeczuwającą mysz. Chośby mysz była bóg jeden wie jak daleko i jak dobrze schowana. Ona już wiedziała i wcale jej się to nie podobało.
- Na Nowy Rok obiecałeś, że będziesz odzwyczajał się od rzucania uroków, pamiętasz? - zganiła mnie surowym głosem, choć nie dało się w nim wyczuć większego przekonania. - Wytrzymałeś sześć dni, a teraz chcesz to zaprzepaścić?
- Mhmmm, taki właśnie mam zamiar ... - Uniosłem do oczu butelkę i z satysfakcją raz jeszcze przyjrzałem się pozostawionym w jej środku niedopałkom. To były bardzo piękne niedopałki. - Gdy idzie o honor, nawet noworoczne postanowienia muszą ustąpić.
Znała mnie jak zły szeląg i dlatego wiedziała, że nie zmienię zdania. Zrezygnowana wzruszyła ramionami. W roztargnieniu lewą ręką poprawiła fartuszek, zostawiając na nim ślady surowego ciasta.
- Skoro tak, to będzie ci potrzeba kuchnia. Ale wytrzymasz jeszcze z godzinkę, zanim zaczniesz bawić się w Harry Pottera, prawda kochanie? Upiekę ciasto, posprzątam, a ty wtedy rób co chcesz. Zostawię ci trochę mąki tortowej do rytuału.
- Jesteś cudowna! - cmoknąłem Ją w policzek. - I tak pięknie pachniesz, jak ... - wyrwała mi się zanim zdążyłem żartobliwie ugryźć jaw ucho.
- Masz godzinę na posprzątanie tego bałaganu! - pokazała palcem na śmieci zaściełające podłogę. - I przez ten czas ani mi się waż pokazywać w kuchni.
- Tak jest, madam! Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! - odkrzyknąłem i zasalutowałem Jej najlepiej jak umiałem. - Natychmiast biorę się do pracy!
Uśmiechnęła się, rozbrojona moja błazenadą.
- Wariat jesteś. - pokazała mi język, a ja udawałem że próbuję go schwytać z daleka. - Obróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni. Widok pary kształtnych pośladków pod ledwo je zakrywającą koszulką, był nad wyraz interesujący.
- Później, na to przyjdzie czas później. - wymruczałem pod nosem. -Teraz sprzątanie, potem czarowanie, a to później.
Pomyślałem o cieście i o winie, które za godzinkę wylądują na stoliku, przypomniałem sobie że mamy w wieży nową płytę Diany Krall... Wyglądało na to, że ten styczniowy wieczór był jeszcze do uratowania.
Rzuciłem się w wir sprzątania.
* * *
Półtorej godziny później, siedząc na podłodze kuchni, kończyłem usypywanie z mąki skomplikowanych wzorów vever. Baron Samedi z pewnością będzie zadowolony: zawsze odnosiłem wrażenie, że podoba mu sie pieczołowitość, z jaką przygotowuję ceremonie odwołujące się do mrocznej strony jego oblicza.
Niedopałki pieczołowicie ułożone w samym środku magicznego koła, obok otwarta butelka rosyjskiej wódki. Tylko z krwią był pewien kłopot, bo kto w XXI wieku, w samym środku miasta trzyma w domu żywe zwierzęta na ofiarę?
- Nic z tego: nie mamy mięsa, z którego dałoby się wycisnąć choćby kropelkę krwi. - usłyszałem Jej głos dobiegający zza otwartych drzwi lodówki. Kucnęła i szukała czegoś na niższych półkach chłodziarki, a ja mogłem dostrzec tylko jej pupę obciśniętą moim t-shirtem. Raptem poczułem się bardzo głodny i spragniony, podświadomie oblizałem usta. Ciekawe, na co miałem ochotę?
- Znalazłam tylko ... kaszankę? Przynajmniej ona ma w sobie choć odrobinę krwi. Nada się?
Jak się nie ma co się lubi ...
- Dawaj ją! - machnąłem ręką zrezygnowany. - Będzie musiała wystarczyć. I zgaś światło, a ja zapalę świece.
Cichutko pstryknął przełącznik i na chwilę zapadła ciemność, która po chwili rozjaśnił blask ognia zapalniczki. Obserwując drgający płomień roześmiałem się cichutko, ale za to baaardzo złośliwie ... Zacząłem odprawianie rytuału.
* * *
Życie Warszawy, 8.01.2007
„... trwają czynności śledcze mające wyjaśnić, w jaki sposób doszło do tego, że mieszkańcowi podwarszawskiego osiedla Damianowi T. w ciągu jednej nocy wyrósł ogon, a jego ciało pokryło się szczeciną. Jak twierdzi sąsiadka zaginionego, która widziała go po raz ostatni, jego twarz była potwornie zniekształcona i przypominała „świński ryj”. Kobieta utrzymuje, że mężczyzna roztaczał wokół siebie silny zapach kaszanki, co może tłumaczyć fakt, iż w jakiś sposób, z wielkiej odległości przywabiał w swoje pobliże okoliczne psy. Ostatni raz widziano Damiana T. uciekającego w stronę pobliskiego lasu, ściganego przez wielką watahę czworonogów. Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania zaginionego nadal trwają.”
------------------------------------
Napisałem to na początku roku, żeby oderwać się od nerwowego ogryzania paznokci podczas oczekiwania na kupiony przez Allegro komputer. Ot, taki twórczy Nervosol na uspokojenie skolatanych nerwów
Na szczęście komputerek przyszedł zgodnie z zamówieniem i obyło się bez niecodziennych nagłowków w gazetach.
Mam nadzieję, że czytając bawiliście się równie dobrze , jak ja pisząc.
- Kochanie, otworzysz? - powiedziała Ona wychylając głowę z kuchni, a wraz z jej głosem do pokoju wpłynęła słodka fala waniliowo-cynamonowych zapachów. - Ja mam ręce całe w cieście.
Zanim dokończyła, pędziłem w stronę drzwi, bo tego dnia miała przecież przyjść TA przesyłka. Czekałem na nią od rana! Mój nowy komputer!
Za drzwiami czekał sympatyczny pan w uniformie DHL-u, w ręku trzymał formularz. U jego stóp, zapakowana w szary papier i oklejona kolorowymi nalepkami, leżała spora paczka.
Szybciutko podpisałem co trzeba, choć przy tym może trochę zbyt bezceremonialnie pożegnałem kuriera, ale umierałem przecież z niecierpliwości. Z paczką pod pachą pognałem do pokoju. Po drodze jeszcze zatrzymałem się w wejściu do kuchni i dumnie pokazałem Jej trzymaną przed sobą przesyłkę.
- Mam go! Nareszcie porządny komputer! I zaraz go zainstaluję! A wieczorem obejrzymy sobie piracką kopię „Listów z Iwo Jimy”! I „Eragona”! I „Apocalypto”! W końcu nic nie będzie się cięło! - śmiałem się głośno, szczęśliwy przy tym jak dziecko. - Allegro jest super!
Widząc moje podekscytowanie, Ona też roześmiała się od ucha do ucha. W kusym fartuszku narzuconym na moją koszulkę wyglądała bardzo seksownie, ale ja teraz nie zwracałem na to uwagi. Liczył się tylko nowy komputer!
- Uciekaj natychmiast z kuchni! - pogroziła mi żartobliwie łyżką. - Zamiast pętać się tutaj bez pożytku zabierz się za sprzęt, a ja spokojnie dokończę ciasto. Będzie w sam raz na film. Tylko sprawdź, proszę, czy mamy jeszcze słodkie wino, bo jak nie, to będziesz musiał skoczyć do sklepu!
Ale ja udałem, że tego nie słyszałem, bo jak oparzony gnałem do pokoju. Jeszcze przez chwilę, zbijacym sercem, trzymałem paczkę w dłoniach, napawając się jej ciężarem i tym podniecającym momentem, zupełnie jakbym właśnie dostał prezent od samego Świętego Mikołaja. Wspaniałe uczucie, cudowna chwila.
Nożyczki sprawnie przecięły taśmy, ręce rozerwały opakowanie i ukazało się wieko pudła. I tutaj spotkała mnie niespodzianka, bo pierwsze, co rzuciło się w oczy, to list przyklejony taśmą do wierzchu pudła. Złożona w pół kartka. Tekst starannie wydrukowany na dobrej jakości papierze. Zaczynał się słowami:
„Ciężki frajerze! Pewnie już nigdy nie zrozumiem jak to jest możliwe, że co rusz udaje mi się nabierać takich jak ty debili i idiotów. Gdybym wiedział, że wyłudzanie pieniędzy przez Internet jest takie proste, nie zawracałbym sobie wcześniej głowy napadaniem na staruszki i już dawno zaczął karierę na Allegro. Tak jest, słusznie podejrzewasz: dałeś mi się zrobić w ch...”
Szok. Zmroziło mnie zupełnie tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przed oczami zobaczyłem ciemność, w głowie czułem pustkę. Już na granicy zawału serca szybko przesunąłem wzrokiem po kartce, aż do ostatnich słów:
„ ...frajera tak jak ty. Jeszcze raz dzięki za kasę: wydam ja na dziwki i wódę.
Z niepoważaniem:
Oszust Sp. bez O.”
Ciężkimi jak ołów rękami otworzyłem pudło, z grubsza domyślając się, czego mogę się w nim spodziewać zamiast zamówionego komputera. Ale nie było tam cegieł, co jak słyszałem, w takich przypadkach zdarza się najczęściej. Pieprzonemu oszustowi pewnie nie chciało się brudzić dresu wałęsaniem się po najbliższej budowie. Zamiast nich pudło było wypełnione papierowymi śmieciami i pustymi butelkami po piwie „Harnaś”. Do jednej z butelek łajdak wrzucił kilka niedopałków papierosów: wyobraziłem sobie, jak siedząc przed telewizorem, popijając browar i jarając szlugi, gnojek jeden zamawia pizzę. Za moje pieniądze. Śmieci w pudle były gęsto upakowane, tak że butelki nie stukały o siebie, a ciężar całości był ładnie, równo rozłożony. Taka paczka, wzięta do ręki, nie wzbudzała niczyich podejrzeń, bo i wymiary i ciężar z grubsza odpowiadały temu, co powinno być w środku. Niegłupio pomyślane.
To doprawdy fatalne uczucie dać się komuś oszukać jak dziecko, wyprowadzić w pole, okraść i ośmieszyć. Gdyby nie narastająca we mnie dzika wściekłość, pewnie poryczałbym się z bezsilności jak bóbr. Jednak gruczoły łzowe będą musiały zaczekać na swoją kolej, ponieważ pierwszeństwo miały teraz dłonie zaciskające się w pięści i zęby zgrzytające o zęby. Byłem pewien, że za chwilę po prostu wybuchnę, tak bardzo gotowała się we mnie złość!
Bardziej wyczułem niż zobaczyłem, że Ona weszła do pokoju. Nie musiałem nic mówić: widok otwartego pudła pełnego śmieci był wystarczająco wymowny. Nie uśmiechała się już, a jej twarz piękna przedstawiała sobą obraz głębokiego zatroskania.
- Kto mógł się spodziewać: ten sprzedający miał przecież tyle pozytywnych komentarzy. - powiedziała smutnym głosem. - Łajdak. Skoro zdecydował się zniszczyć swoją reputację, to pewnie w tym samym czasie oprócz nas szukał mnóstwo ludzi.
Nic nie powiedziałem, nie mogłem otworzyć ust z powodu zaciśniętych z gniewu szczęk. Nigdy nie spotkałem się z taką okrutną bezczelnością!
- Nie warto się wściekać, bo tego co się stało nie cofniesz. - Ona podeszła i współczująco pogłaskała mnie po ramieniu. - Dobrze, że komputer miał być używany, bo te 600 złotych jakie mu przelałeś na konto to nie tak znowu wielkie pieniądze. Gniew nic tu zmieni, a ...
- Nie dlatego się wściekam – przerwałem Jej w pół słowa, ręką gniewnie zrzucając pudło ze stołu. Papiery wyspały się na podłogę, puste butelki potoczyły pod stół i pod ścianę. - Jestem wściekły, ponieważ ten gnojek myśli sobie pewnie, że jest bezpieczny gdzieś tam, daleko i że żadna policja go nie złapie. Że jest bezkarny!
- Policja faktycznie raczej go nie złapie, jeśli się dobrze przygotował. Zwłaszcza, jeśli ukradł czyjeś konto i podszył się pod właściciela, a w takim wypadku jego adres i dane są nic nie warte. W gruncie rzeczy nic na niego nie mamy. - zajrzała do wnętrza przewróconego pudła jakby mimo wszystko spodziewając się zobaczyć tam komputer, który jakimś cudem uchował się pod śmieciami. Nic z tego.
- I tu się mylisz. - powiedziałem z nieskrywaną satysfakcją i schyliłem się by podnieść butelkę, w której wcześniej zauważyłem niedopałki. Pokazałem to Jej. - Drań myślał , że mu to ujdzie na sucho , a zostawił ślady śliny na niedopałkach.
- Myślisz o testach DNA? Że policja może je wykorzystać w śledztwie?
- W żadnym razie: mam własne sposoby.
- Znasz kogoś z mafii?! Myślisz, ze go znajdą i zmuszą do oddania pieniędzy? - ze zdziwienia jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. - Powiedz mi, że nie masz nic wspólnego z ludźmi z miasta, proszę. - Momentalnie spoważniała, a jej oczy uważnie wpatrywały się w moja twarz, pragnąc wyczytać z niej odpowiedź.
Pokręciłem głową w geście zaprzeczenia. To ją nieco uspokoiło, ale zaraz dostrzegła złośliwy uśmiech wypływający na moje oblicze. Zrozumiała.
- Mam inne sposoby. Pieniędzy wprawdzie nie odzyskam, ale pal to sześć: nie pozwolę, żeby jakiś gnój bezkarnie okradał mnie z pieniędzy. I psuł nam taki wspaniały wieczór. - pochyliłem się i pocałowałem ją w policzek, mrużąc oczy jak kot, który zaraz skoczy na niczego nie przeczuwającą mysz. Chośby mysz była bóg jeden wie jak daleko i jak dobrze schowana. Ona już wiedziała i wcale jej się to nie podobało.
- Na Nowy Rok obiecałeś, że będziesz odzwyczajał się od rzucania uroków, pamiętasz? - zganiła mnie surowym głosem, choć nie dało się w nim wyczuć większego przekonania. - Wytrzymałeś sześć dni, a teraz chcesz to zaprzepaścić?
- Mhmmm, taki właśnie mam zamiar ... - Uniosłem do oczu butelkę i z satysfakcją raz jeszcze przyjrzałem się pozostawionym w jej środku niedopałkom. To były bardzo piękne niedopałki. - Gdy idzie o honor, nawet noworoczne postanowienia muszą ustąpić.
Znała mnie jak zły szeląg i dlatego wiedziała, że nie zmienię zdania. Zrezygnowana wzruszyła ramionami. W roztargnieniu lewą ręką poprawiła fartuszek, zostawiając na nim ślady surowego ciasta.
- Skoro tak, to będzie ci potrzeba kuchnia. Ale wytrzymasz jeszcze z godzinkę, zanim zaczniesz bawić się w Harry Pottera, prawda kochanie? Upiekę ciasto, posprzątam, a ty wtedy rób co chcesz. Zostawię ci trochę mąki tortowej do rytuału.
- Jesteś cudowna! - cmoknąłem Ją w policzek. - I tak pięknie pachniesz, jak ... - wyrwała mi się zanim zdążyłem żartobliwie ugryźć jaw ucho.
- Masz godzinę na posprzątanie tego bałaganu! - pokazała palcem na śmieci zaściełające podłogę. - I przez ten czas ani mi się waż pokazywać w kuchni.
- Tak jest, madam! Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! - odkrzyknąłem i zasalutowałem Jej najlepiej jak umiałem. - Natychmiast biorę się do pracy!
Uśmiechnęła się, rozbrojona moja błazenadą.
- Wariat jesteś. - pokazała mi język, a ja udawałem że próbuję go schwytać z daleka. - Obróciła się na pięcie i ruszyła do kuchni. Widok pary kształtnych pośladków pod ledwo je zakrywającą koszulką, był nad wyraz interesujący.
- Później, na to przyjdzie czas później. - wymruczałem pod nosem. -Teraz sprzątanie, potem czarowanie, a to później.
Pomyślałem o cieście i o winie, które za godzinkę wylądują na stoliku, przypomniałem sobie że mamy w wieży nową płytę Diany Krall... Wyglądało na to, że ten styczniowy wieczór był jeszcze do uratowania.
Rzuciłem się w wir sprzątania.
* * *
Półtorej godziny później, siedząc na podłodze kuchni, kończyłem usypywanie z mąki skomplikowanych wzorów vever. Baron Samedi z pewnością będzie zadowolony: zawsze odnosiłem wrażenie, że podoba mu sie pieczołowitość, z jaką przygotowuję ceremonie odwołujące się do mrocznej strony jego oblicza.
Niedopałki pieczołowicie ułożone w samym środku magicznego koła, obok otwarta butelka rosyjskiej wódki. Tylko z krwią był pewien kłopot, bo kto w XXI wieku, w samym środku miasta trzyma w domu żywe zwierzęta na ofiarę?
- Nic z tego: nie mamy mięsa, z którego dałoby się wycisnąć choćby kropelkę krwi. - usłyszałem Jej głos dobiegający zza otwartych drzwi lodówki. Kucnęła i szukała czegoś na niższych półkach chłodziarki, a ja mogłem dostrzec tylko jej pupę obciśniętą moim t-shirtem. Raptem poczułem się bardzo głodny i spragniony, podświadomie oblizałem usta. Ciekawe, na co miałem ochotę?
- Znalazłam tylko ... kaszankę? Przynajmniej ona ma w sobie choć odrobinę krwi. Nada się?
Jak się nie ma co się lubi ...
- Dawaj ją! - machnąłem ręką zrezygnowany. - Będzie musiała wystarczyć. I zgaś światło, a ja zapalę świece.
Cichutko pstryknął przełącznik i na chwilę zapadła ciemność, która po chwili rozjaśnił blask ognia zapalniczki. Obserwując drgający płomień roześmiałem się cichutko, ale za to baaardzo złośliwie ... Zacząłem odprawianie rytuału.
* * *
Życie Warszawy, 8.01.2007
„... trwają czynności śledcze mające wyjaśnić, w jaki sposób doszło do tego, że mieszkańcowi podwarszawskiego osiedla Damianowi T. w ciągu jednej nocy wyrósł ogon, a jego ciało pokryło się szczeciną. Jak twierdzi sąsiadka zaginionego, która widziała go po raz ostatni, jego twarz była potwornie zniekształcona i przypominała „świński ryj”. Kobieta utrzymuje, że mężczyzna roztaczał wokół siebie silny zapach kaszanki, co może tłumaczyć fakt, iż w jakiś sposób, z wielkiej odległości przywabiał w swoje pobliże okoliczne psy. Ostatni raz widziano Damiana T. uciekającego w stronę pobliskiego lasu, ściganego przez wielką watahę czworonogów. Zakrojone na szeroką skalę poszukiwania zaginionego nadal trwają.”
------------------------------------
Napisałem to na początku roku, żeby oderwać się od nerwowego ogryzania paznokci podczas oczekiwania na kupiony przez Allegro komputer. Ot, taki twórczy Nervosol na uspokojenie skolatanych nerwów
Na szczęście komputerek przyszedł zgodnie z zamówieniem i obyło się bez niecodziennych nagłowków w gazetach.
Mam nadzieję, że czytając bawiliście się równie dobrze , jak ja pisząc.
--
"Powiadają, że prawdziwa szuka obroni się sama. Ale nie przede mną. :)"