Cóż, dzieci też trzeba kiedyś nauczyć jeździć na nartach… Nauka młodszego dziecka kosztowała dwa stracone sezony i nogę mojej kobitki. Pierwszy wyjazd był nieciekawy. jak zwykle słowacja, jeździliśmy na małym stoczku w Smokowcu, ja patrzyłem, co dziecko wyrabia, kobitka patrzyła co ja wyrabiam z dzieckiem, ja patrzyłem co wyrabia kobitka widząc, co ja wyrabiam z dzieckiem, no nie do wyrobienia było. Później zostawałem z dzieckiem sam bo tylko to dawało szansę. nauczenia dziecka. Dziecku jazda się podobała, nawet zdarzało jej się na orczyku samej jeździć, ale o skrętach mowy nie było. Sezon zmarnowany. ( Dziecko mialo wtedy 3 lata). Następny sezon był bardzo bogaty w wydarzenia. Pojechaliśmy w dwa samochody z moim kumplem Zdzichem. Procedurę mieliśmy już ustaloną, ja ćwiczyłem dziecko, kobitka jeździła gdzie indziej. Tylko sezon urazowy był. Zapomniałem przyborów toaletowych w ogóle. Dla mnie detal, na wyjazdach przestawiam się na trzysuwowy tryb życia: dzień golenia, dzień mycia, dzień odpoczynku i wlasnie następnego dnia odpoczynek wypadał. Ale kobitka się uparła, że muszę te przybory nabyć. Ona z dzieckiem zostanie na stoku, Zdzichu ze swoimi też a ja z żoną Zdzicha mamy jechać na zakupy. No to jesteśmy w sklepie, przy kasie, i nagle huk, łomot, szyba zadrżała… Patrzymy, a tu samochód w pawilonik wbity, facetowi się tak śpieszyło na zakupy, że z samochodu wysiąść zapomniał, no słowo, wjechać chciał. Coś mi piknęło, mówię: Iwona, lecimy, bo kurdę coś się dzieje. Przyjeżdżamy na miejsce, widzę siedzą, piwo piją no to fajnie jest. Okazuje się, że jednak nie. Kobitka z dzieckiem chciała zjechać, za rączkę je trzymając. Dziecko mamusi pod nartę podjechało, mamusia za dobra jeszcze nie była no i na dartego orła pojechała przez chwilę, coś musiało trzasnąć. Trzasnęło. Wiązadło. Ale niestety nie w nartach tylko przyśrodkowe w lewym kolanie. No i lekarz potrzebny. Myślimy, do Popradu bliżej, ubezpieczenie jest, niby dobrze, ale do Zakopca tez niewiele dalej i jednak nasi. No to do Zakopca. Przez granice szybko przepuścili, zajeżdżamy pod szpital, Chryste, ruch jak na Broadwayu, tylko kreacje i limuzyny jakby nie te. Znajduję wózek, sadzam kobitkę, wjeżdżamy elegancko, w poczekalni ofiar nart pełno, co chwila nowa dostawa. Ale szybko badanie no i werdykt – gipsik, kurczę na 6 tygodni. Wjeżdżamy do gipsowni, taa, na szpital to nie wyglądało. Goła żarówka na obszarapanym kablu, stół chybotliwy mocno, kubły, łopaty, śruby, gwoździe, piły. Raczej miejsce gdzie skazanym na rozstrzelanie usta się gipsuje, żeby nie krzyczeli. Jak krzyczą, to chłopaki z plutonu egzekucyjnego się denerwują i zużycie amunicji wzrasta. Przytomnie pytam doktora czy mają takie plastykowe bandaże. Mieli. założyli, stwardniało. Wracamy. Po drodze Beherowkę kupujemy, bo smutno. Przyjeżdżamy na miejsce, sytuacja jakby w normie, dzieci po kolacji, pijemy, gramy w kości. Podchodzi do nas Marta, córka Zdzicha i prosi tatusia o szklankę soku pomarańczowego. Zdzich ocenił sytuację, dramatyczna była, jest Beherowka ale soku mało jak cholera, więc błysnął talentem pedagogicznym i powiedział – Dziecko kochane, sok tylko do wódki jest a ty idź do kuchni i herbatę sobie zrób! Dziecko poszło, herbaty nie zrobiło tylko poparzylo sobie ręke. Później to orka na ugorze była, nie dość, że dzień cały dzieckiem musiałem się zajmować to jeszcze kobitce pod prysznicem pomagać. Dziecko na nartach umiarkowanie sobie poczynało, już myślałem, że sezon stracę, ale ostatniego dnia przed wyjazdem dużo śniegu napadało, był puszysty bardzo, wolny do jazdy, znalazłem stoczek dla dzieci z kolorowymi łukami, zabawkami do podnoszenia ze śniegu i wolnym wyciągiem bardzo, ja patrzę a dziecko skręca, zabawki podnosi, na wyciągu samo jeździ – no po prostu szok, cholera, się udało!!!!
Przyszedł sezon trzeci, znowu wyjechaliśmy. Jak zwykle do Nowej Lesnej. Na miejscu okazało się, że jest jakaś para z dwójką dzieci, odetchnąłem z ulgą, bo oznaczało to, że jednak będzie towarzystwo dla dziecka na wieczór. No i jeździliśmy razem po stokach, dziecko wyrobiło się bardzo, tamte dzieci – matko dramat to był, wyły strasznie, wierzgały, rodzice krzyczeli, ja miałem ubaw wielki, bo już nie miałem problemu, najwyżej pierwszy raz razem z dzieckiem na nowym wyciągu wjechać, utarł się termin Wyjcopysie na takie zachowania. Za to wieczory wreszcie fajne były, tata Wyjcopysiów piwo lubił, ja też, kobitki sobie gadały, dzieciaki się bawiły, sielanka. W kolejnym sezonie było nas jeszcze więcej, masa dzieciaków, czasem wyrobionych narciarsko, postanowiłem numer rodzinie zrobić i na Łomnicę pojechać. Górka tak jak Kasprowy, większa nawet, na samej górze krzesełka chodzą, tylko stromo jest i czasem wylodzone. No to zjeżdżamy, ja z dzieckiem między nogami, kobika sama, na szczęście mgła była i nie za bardzo górę było widać. W pewnym momencie patrzę, kobitka się wywraca i leci na dół, nie było to szybko, ale nieubłaganie. No pomóc jej nie mogę, bo mam dziecko, jakiś facet się znalazł, nartę jej podrzucił, długo to trwało zanim stanęła na nogi, z trudem, wreszcie zjechała na dół. Uff.
Później, jak już zobaczyła, z jakiej góry kazałem jej zjechać miała żądzę mordu w oczach, ale jej wytłumaczyłem, że ma w biografii Łomnicę zaliczoną. W kolejnych sezonach coraz lepiej się robiło, dołączył do nas Artur – Oprawca. Oprawca oczywiście muzyczny, grał na gitarze, dzieciaków masa była i wreszcie dorośli mieli czas dla siebie, co ważne jest dla higieny psychicznej. Artur dawał koncerty dzieciom i nam, można było poryczeć, dla dzieciaków konkursy i dyplomy były za jazdę na nartach. Nasze dziecko śmigało gdzieś po stokach, bo samodzielne już było bardzo. Pozostali ciągle z dziećmi jeżdżąc patrzyli na nas dziwnie trochę, a myśmy odgrywali naszą scenkę ulubioną pod tytułem Rodzice. Kochająca Mamusia wystawia twarz do słońca, pije leniwie warene wino, pali papierosa i nie otwierając oczu mówi: Gdzie nasze kochane maleństwo? Wredny Tatuś, mając zamknięte oczy, chłepcząc piwo odpowiada: YHYYYYYOOOO AAAAMMM KUUUU co ma znaczyć: Jeździ o tam, na stoku. Kochająca mamusia, słysząc po głosie, że Wredny Tatuś oczu nawet nie otworzył ( jak ona cholera to robi?) mówi z wyrzutem: bo ciebie to o nic poprosić nie można, w ogóle Ci na nas nie zależy, nie obchodzi cię, co się dzieje z naszym kochanym maleństwem i w ogóle … Wredny Tatuś, wzdychając ciężko odejmuje sobie piwo od ust, i pewnym tonem mówi: O tam, widzę ją! Kochająca Mamusia wyczuwając, że Wredny Tatuś nie poruszył się nawet mówi: Tak, bo ty tylko byś piwo pił i na kanapie leżał, wszystko sama musze robić, nawet teraz poopalać się nie mogę, bo Tobie dzieckiem nie chce się zająć, i nierówno opalona będę przez ciebie! Wredny Tatuś jęczy, ściąga nogi ze stołu, wstaje i patrzy: – No mówiłem, że jest na tamtym wyciągu. Kochająca Mamusia popija warene, Wredny Tatuś wali się z powrotem na krzesło, chłepce piwo, zamyka oczy. Cisza, spokój. Kochane Maleństwo zjeżdża ze stoku, zdejmuje narty, skrada się po cichu za plecami Kochającej mamusi i Wrednego Tatusia po czym robi: ŁŁAAAAAAAAA!!!!! Kochająca Mamusia oblewa się winem, Wredny Tatuś dławi się piwem, Kochane Maleństwo się śmieje i życzy sobie naleśniki i czekoladę. Kochająca Mamusia mówi z wyrzutem: ty nawet dziecka wychować nie umiesz, popatrz kostium zaplamiony mam całkiem, no to idź i przynieś jej te naleśniki. Wredny Tatuś jęczy głośniej, wyciera się z piwa i idzie stanąć w kolejce po naleśniki, patrzy porozumiewawczo na barmana, ten kiwa głową, podaje te cholerne naleśniki, czekoladę i rum dla Wrednego Tatusia, Tatuś robi szybki wychył i odprężony wraca na łono życia rodzinnego. Jeżdżąc z dziećmi nalezy się liczyc z atrakcjami dodatkowymi. Główne to:
1. Pawie. Młodsze dziecko artystką wielką w pawiach było, jak się jechało szybko po Zakopiance to niestety, młody organizm nie wytrzymywał. Na początku były płacze, ale na spokojnie wytłumaczyliśmy że się zdarza, że jak czuje się niedobrze to niech uprzedzi, do tego w samochodzie woziliśmy torby jak w samolotach i było OK., puszczane ptactwo grzecznie lądowało w torebkach. Gorzej, że dzieci ulegają przykładom i jak są 3 sztuki na pokładzie to wszystkie to samo robią, ale toreb starczało...
2.Gnilec Jest to jednostka chorobowa, dziecko nie chce wstać z łóżka i w ogóle nic nie chce i marudzi strasznie. Jedynym skutecznym sposobem jest wówczas doprowadzenie do szybkiego, energicznego kontaktu prawej lub lewej ręki z wypiętą dolną częścią odwłoka, występują tutaj uboczne efekty akustyczne, ale działa to skutecznie. Wśród osobników płci męskiej w wieku dojrzałym gnilec przekształca się w cygańska chorobę z charakterystycznymi symptomami – głowa boli, ten …. stoi i robić się nie chce. Najlepsze efekty daje terapia destylatami chmielowymi, ziemniaczanymi bądź zbożowymi, stosowne dawki podajemy doustnie aż do osiągnięcia pożądanego efektu…
3.Pasze tresciwe. Z tym dramatycznie bywa, na początku dziecko miało mocno wyrobione zdanie na temat tego, co i jak chce jeść. Były to frytki, do tego frytki i ewentualnie frytki. Nic innego przez paszczę przejść nie chciało. Pozostawał jeszcze do rozwiązania problem kinetyczny, bo dziecko przy stole usiedzieć nie mogło, tylko chowało się za innymi stolikami albo najchętniej walało się po podłodze, paszczę spod stołu wystawiając.
4.Granice opieki - to czasem dramat jest. Siedzimy przy stole, pijemy Beherowkę, dziecko się bawi na korytarzu przed sypialnią i nagle stuk, łomot i widzimy, że kochane maleństo 2/3 prawej górnej jedynki ma kompletnie ukruszone. Koszmar. Po powrocie z nart pani dentystka sie popłakała na widok zęba. Teraz jest dobrze, ale byliśmy w odległości niespełna jednego metra od niej. I nic mnie można było zrobić…
5. Cisza nocna. Od czasu kiedy pojawil sie Artur z gitarą zawsze braliśmy 3 pokoje na górze, tam 2 łazienki były, do tego na korytarzu we wnękach 2 stoły z krzesłami były tak więc nie trzeba było tłamsić się w pokojach. Jak Artur pograł dzieciom na dobranoc to siadywaliśmy z Beherowką i ryczeliśmy różne piosenki. Byly tez pokoje na dole ale tam dziwne ludzie mieszkali. Czasem do spięć dochodziło, bo ci z dolnych pokojów się skarżyli, że jakieś ryki i łomoty słychać i dzieci spać nie mogą. Fakt, czasem wykonując tańce i zjeżdżając po poręczy ktoś tam zwalał się na schody albo na stół to hałas mógł powstać, ale bez przesady w końcu. Nie śpiewaliśmy przesadnie harmonijnie ale pełna piersia, jak ktoś nieuważnie stąpnął to pustą flaszkę po piwie mógł potrącić, no to trochę dźwięczy na terakocie, zdarzało nam się flaszkami piwa o stół walić żeby rytm utrzymać, ale żeby to spać przeszkadzało??? No dziwne są te ludzie… nasze dzieci były tuz za ściana i spały jak cholera.
6. Hokej. Kiedyś potomstwo gospodarzy zabralo mnie na mecz hokeja. Od tej pory chodzimy regularnie, hokej na żywo to super zabawa jest, dziecko zostalo fanka Popradu i strasznie jej sie to podoba. Walą sie o bandy, krążki śmigaja w powietrzu, kije sie łamią, brami strzelają,co chwila jakas draka... Rewela!!
7. Baseny. Po nartach basen dobra rzecz, sauna, pływanie, czasem jeździlismy na temalne kupele, znaczy odkryty basen pod gołym niebem, temperatura wody kolo 40 stopni, wokół góry, snieg pada... Bomba.
I na razie to tyle, teraz - na przyszły sezon czekam...