Historia z grilla znajomych. Mieli wielkiego psa, który w czasie grilla biegał sobie po podwórku i w pewnym momencie na chwilę zniknął, po czym wrócił. Z malutkim psem sąsiada w pysku. Nieżywym. Olaboga - co tu robić. Głupia sytuacja - trzeba się iść tłumaczyć, przepraszać, znosić wymówki itd - wiadomo, że nikt nie ma ochoty. Jako, że grill już dał się biesiadnikom we znaki, ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby pieska umyć i cichaczem odnieść do sąsiada, żeby sprawić wrażenie, że piesek zszedł z tego świata śmiercią naturalną. Plan wykonano i czyściutkie zwłoki zostały przywiązane łańcuchem do budy.
Rozmowa z sąsiadem na drugi dzień:
- Wie pan panie sąsiedzie - dziwne rzeczy się dzieją. Nie dalej jak dwa dni temu zdechł mi pies. Szkoda go, ale trudno się mówi - zakopałem go za stodołą. A tu dzisiaj rano patrzę - pies czyściutki, umyty i przywiązany do budy.
Rozmowa z sąsiadem na drugi dzień:
- Wie pan panie sąsiedzie - dziwne rzeczy się dzieją. Nie dalej jak dwa dni temu zdechł mi pies. Szkoda go, ale trudno się mówi - zakopałem go za stodołą. A tu dzisiaj rano patrzę - pies czyściutki, umyty i przywiązany do budy.
--
Jak coś robię to jestem perfekcjonistą. Dlatego rzadko coś robię.