Henryk był strasznie przesądnym facetem. Bał się czarnych kotów, drabin, luster i całego tego tałatajstwa. A skoro się bał, to uważał jak mógł, aby czymś nie podpaść wrednemu losowi. Ale nie wiedział, bo skąd miał biedak wiedzieć, że to właśnie dziś fortuna tak okrutnie z niego zakpi. Leżał był sobie spokojnie na plaży, trzecią godzinę już opalał owłosienie na klatce, kiedy to nagle... na plaży w Mielnie - Unieściu, w środku lata, w samo południe... dostrzegł idącego sobie po piasku, w stroju galowym - kominiarza! KOMINIARZA, URWAŁ NAĆ!!!!
A on w samych slipkach, guzika nawet śladu, ciuchy gdzieś na dnie plecaka... Jednym słowem - pech! Co robić?
Na szczęście - w ostatniej niemal chwili - Henryk rzucił się między uda leżącej metr obok panienki w wieku rębnym...
Jutro wyjdzie ze szpitala... prosto na rozprawę.
--
"- Where were you last night?
- That's so long ago, I don't remember.
- Will I see you tonight?
- I never make plans that far ahead."