Dlaczego akurat na mnie spadło to wątpliwe szczęście? Dlaczego okrutne fatum zadecydowało, że to ja będę musiał stawić jej czoła w tej nierównej walce, z góry skazany na niepowodzenie. Na początku miałem cichą nadzieję, że jej ofiarą będzie kto inny, nie ja. Że to nie ja będę musiał poddać się i ustąpić. Jednak po chwili dotarło do mnie, że wszelka nadzieja przepadła. Zostałem wybrany, jestem ofiarą. Dlaczego? Jest przecież tyle innych, równie młodych i silnych. Lecz każdy z nich, choćby nie wiem jak uparty, musiałby skapitulować. Nie ma takiej siły, która mogłaby ją powstrzymać.
Podłoga pod moimi stopami zakołysała się. Uchylone okno zatrzęsło się, wydając nieprzyjemny stukot. Krajobraz za szybą poruszył się. Patrzyła na mnie nieprzyjaźnie. Widziałem w jej oczach wrogość i niemy wyrzut. Dzieliło nas zaledwie kilka kroków, więc z każdą sekundą coraz boleśniej zdawałem sobie sprawę, że nie mam żadnych szans na ocalenie. Teraz obserwowałem i oczekiwałem na jakikolwiek ruch z jej strony. To było jak oczekiwanie na wyrok, który zapadł w pierwszym momencie jak mnie ujrzała. W końcu stało się: powoli przesunęła nogę w moją stronę czyniąc pierwszy krok. Kołysanie podłogi nasiliło się. Próbowałem udawać, że jej nie widzę i że to, czego ode mnie oczekuje ma uczynić ktoś inny. Jednak cokolwiek bym zrobił i tak nie uniknę mojego losu. Ona szła coraz szybciej w moją stronę, pewna zwycięstwa. Coraz wyraźniej widziałem błysk triumfu w tych małych, kaprawych ślepiach. Zamknąłem oczy... Gdy nagle...

- Przepraszam!

Okrzyk zbił ją z tropu. Popatrzyłem w tamtym kierunku... Wybawca!

- Przepraszam! - krzyknął młody człowiek do osłupiałej starszej kobiety, próbując przekrzyczeć hałas wydawany przez rozklekotany tramwaj.

- Proszę usiąść, ja na następnym wysiadam...

--
Węgierski test trzeźwości: powiedz "megszentségteleníthetetlenségeskedéseitekért". Jeśli ci się uda, to możesz pić dalej...