Ostatnio wybraliśmy się z paroma kumplami z przybytku zwanego podstawówką na piwko. Jeden z nich, zatwardziały humanista uraczył nas następującą historią:
Było to w klasie pierwszej liceum. Jako na klasie humanistycznej, ciążył na nich obowiązek przygotowania ślubowania klas pierwszych - tzn. rytuału wtajemniczenia i części artystycznej, na co musieli poświęcać czas po lekcjach. (W tym miejscu należy wyjaśnić, że dostali do dyspozycji salę gimnastyczną, w której jednocześnie mieściła się scena i kanciapa dla aktorów). Tak się złożyło, że sala po lekcjach była otwarta, więc często zjawiali się tam ludzie z okolicznych szkół i podwórek na, nazwijmy to, SKSy. Traf chciał, że z jedną z prób trafili akurat w te zajęcia. Humaniści zagnieździli się na scenie, "sportowcy" zaczęli kopać piłkę po sali. W pewnym momencie piłka przeleciała przez lukę między kurtynami, co przez jednego humanistę zostało przyjęte opinią na temat prowadzania się jej rodzicielki. Wywiązała się z tego wymiana podobnych opinii między tubylcami i przybyszami, która skończyła się paroma groźbami pod adresem klasy humanistycznej i uciszeniem tychże przybyszów przez czujnego WFistę. Panowie wrócili do gry, humaniści do próby. Jednak wspomniany wcześniej kolega co chwilę zerkał nerwowo zza kurtyny, inny za drzwi bocznego wejścia na scenę. W końcu nie wytrzymała tego szefowa całego przedsięwzięcia, w postaci jakiejś koleżanki:
- Chłopaki, ogarnijcie się! Co mam zrobić, żebyście przestali się nimi przejmować?
Na to ozwał się jeden z "wartowników":
- Spuścić im wp***dol.
Było to w klasie pierwszej liceum. Jako na klasie humanistycznej, ciążył na nich obowiązek przygotowania ślubowania klas pierwszych - tzn. rytuału wtajemniczenia i części artystycznej, na co musieli poświęcać czas po lekcjach. (W tym miejscu należy wyjaśnić, że dostali do dyspozycji salę gimnastyczną, w której jednocześnie mieściła się scena i kanciapa dla aktorów). Tak się złożyło, że sala po lekcjach była otwarta, więc często zjawiali się tam ludzie z okolicznych szkół i podwórek na, nazwijmy to, SKSy. Traf chciał, że z jedną z prób trafili akurat w te zajęcia. Humaniści zagnieździli się na scenie, "sportowcy" zaczęli kopać piłkę po sali. W pewnym momencie piłka przeleciała przez lukę między kurtynami, co przez jednego humanistę zostało przyjęte opinią na temat prowadzania się jej rodzicielki. Wywiązała się z tego wymiana podobnych opinii między tubylcami i przybyszami, która skończyła się paroma groźbami pod adresem klasy humanistycznej i uciszeniem tychże przybyszów przez czujnego WFistę. Panowie wrócili do gry, humaniści do próby. Jednak wspomniany wcześniej kolega co chwilę zerkał nerwowo zza kurtyny, inny za drzwi bocznego wejścia na scenę. W końcu nie wytrzymała tego szefowa całego przedsięwzięcia, w postaci jakiejś koleżanki:
- Chłopaki, ogarnijcie się! Co mam zrobić, żebyście przestali się nimi przejmować?
Na to ozwał się jeden z "wartowników":
- Spuścić im wp***dol.