W poprzednim odcinku...
8. Miech-kucharzem
Jeden górnik miał babe takiego daryboka, co mu nie chciała nic robić, ino leżeć. Chłop z początku, póki miał babe rad, nie prawił nic. Robił, warzył, a szpekulyrował, jak by ją po dobroci nauczyć warzyć. Jeden raz mu napadła dobra myślunka: wziął miech, powiesił na sznurze nad piecem, nastawił na piec ziemniaki, do garnka chynął kąsek wędzonego, ziele i zbierał się do roboty. Jak był już obleczony, prawił miechowi:
- Dzisioj bydziesz miechu warzyć. Jak przyjdę z roboty, a nie będzie uwarzone, tak cię zerżnę, co do ciebie wlezie.
Babie dał gęby na rozchodne a szoł do roboty. Po szychcie wlazł do chałupy, a baba w łóżku, miech na sznurze, a w piecu ćma. Babie zaś dał gęby na przywitanie, miech ściągnął ze sznura i prawi:
- Babeczko, pójdź, bedziesz dzierżyć ten miech, a ja go wykomenderuję, aby się nauczył posłuchać.
Baba wylazła z łóżka, chłop jej powiesił miech przez ramiona, wziął kij do ręki, a jak miech rzazoł, tak rzarzoł. Jak było po wyćwice, wziął miech, powiesił spadkiem na sznurze. Baba wlazła do łóżka, a za tym chłop warzył, strasznie w łóżku biadała a równała strzaskane kości.
Na drugi dzień chłop nastowioł na piec, a miechowi obiecał, że jak nie będzie uwarzone, dostanie jeszcze więcej rzazu niż wczoraj. Baba furt kości rychtowała a poglądała na godziny i na miech. Godziny szły, ale miech się nie ruszoł. Zaczęła go poganiać, aby zlazł i warzył - ale miech nic. Godziny uciekały. Baba naroz wyskoczy z łóżka, a jak warzy, tak warzy. Za chwile lezie chłop do drzwi, a roześmioł się. Szoł prosto ku miechowi, pogłaskał go i prawił:
- Widzisz mieszku, jak cię wykomenderowałem.
A w tem odezwała się baba:
- Chłopeczku, to nie miech, toch ja nawarzyła!
Chłop cały szczęśliwy prawi:
- Toć też chwała Bogu, babeczko złota ... od dzisiaj będziesz dycki warzyć.
Porwał miech, wychynął do komory, a kij połamał na kolanie.
Od tego czasu były szczęśliwi aż do śmierci.
8. Miech-kucharzem
Jeden górnik miał babe takiego daryboka, co mu nie chciała nic robić, ino leżeć. Chłop z początku, póki miał babe rad, nie prawił nic. Robił, warzył, a szpekulyrował, jak by ją po dobroci nauczyć warzyć. Jeden raz mu napadła dobra myślunka: wziął miech, powiesił na sznurze nad piecem, nastawił na piec ziemniaki, do garnka chynął kąsek wędzonego, ziele i zbierał się do roboty. Jak był już obleczony, prawił miechowi:
- Dzisioj bydziesz miechu warzyć. Jak przyjdę z roboty, a nie będzie uwarzone, tak cię zerżnę, co do ciebie wlezie.
Babie dał gęby na rozchodne a szoł do roboty. Po szychcie wlazł do chałupy, a baba w łóżku, miech na sznurze, a w piecu ćma. Babie zaś dał gęby na przywitanie, miech ściągnął ze sznura i prawi:
- Babeczko, pójdź, bedziesz dzierżyć ten miech, a ja go wykomenderuję, aby się nauczył posłuchać.
Baba wylazła z łóżka, chłop jej powiesił miech przez ramiona, wziął kij do ręki, a jak miech rzazoł, tak rzarzoł. Jak było po wyćwice, wziął miech, powiesił spadkiem na sznurze. Baba wlazła do łóżka, a za tym chłop warzył, strasznie w łóżku biadała a równała strzaskane kości.
Na drugi dzień chłop nastowioł na piec, a miechowi obiecał, że jak nie będzie uwarzone, dostanie jeszcze więcej rzazu niż wczoraj. Baba furt kości rychtowała a poglądała na godziny i na miech. Godziny szły, ale miech się nie ruszoł. Zaczęła go poganiać, aby zlazł i warzył - ale miech nic. Godziny uciekały. Baba naroz wyskoczy z łóżka, a jak warzy, tak warzy. Za chwile lezie chłop do drzwi, a roześmioł się. Szoł prosto ku miechowi, pogłaskał go i prawił:
- Widzisz mieszku, jak cię wykomenderowałem.
A w tem odezwała się baba:
- Chłopeczku, to nie miech, toch ja nawarzyła!
Chłop cały szczęśliwy prawi:
- Toć też chwała Bogu, babeczko złota ... od dzisiaj będziesz dycki warzyć.
Porwał miech, wychynął do komory, a kij połamał na kolanie.
Od tego czasu były szczęśliwi aż do śmierci.