do komendy powiatowej jednego z miast zachodniej Polski transportowano więźnia. konwojenci weszli z nim na komendę, posadzili dupskiem na krzesełku i zaczęli wypisywać papierologię... świzdu-gwizdu i konwojowany gdzieś się zawieruszył... chłopaki wybiegli z budynku i zaczęli się rozglądać za frajerem uciekającym w obrączkach na przegubach... do drzwi komendy zbliżał się patrol pieszy (trzech żółtodziobów z prewencji), więc zapytali ich czy nie widzieli klienta w kajdankach, na co ci spokojnie wskazali łapami kierunek i wydukali:
- Taaaam...
podjęte natychmiast działania mające na celu odnalezienie delikwenta okazały się nieskuteczne... środek miasta, biały dzień, patrole na ulicach a kolo w bransoletkach zapada się pod ziemię...
- Taaaam...
podjęte natychmiast działania mające na celu odnalezienie delikwenta okazały się nieskuteczne... środek miasta, biały dzień, patrole na ulicach a kolo w bransoletkach zapada się pod ziemię...