Na specjalne zamówienie romantyka :P
Kiedy jeszcze mój ojciec przyznawał się do tego, że ma syna, często zapraszał mnie do swojego domu na tak zwane proszone obiady. O jego partnerce można z całą pewnością powiedzieć, że gotuje znakomicie.
Dzięki tym obiadom mój zeszyt z przepisami wzbogacił się o wiele naprawdę interesujących przepisów. Większość z nich co jakiś czas pojawia się na stole w moim domu. Oczywiście nadmiarem szczęścia byłoby, gdyby wszystkie z nich znajdywały uznanie w gustach domowników.
Przez wiele lat jednak miałem poważny problem.. Otóż mój były partner nie tolerował gotowania w domu ryb. Ryba to mój wróg – jak sam mawiał. Jedyną postacią ryby, jaką był w stanie znieść to filety. A ile razy można smażyć tą samą potrawę?
Dlatego też czasami, kiedy wyjeżdżał do swojej rodzinnej miejscowości, robiłem sobie rybną ucztę. Zapraszałem przyjaciół i gotowałem coś specjalnego. Dzisiaj chcę się z wami podzielić przepisem na jedną z najlepszych zup, jakie podpowiedziała mi partnerka mojego ojca.
Przepis ten pochodzi z południowej Francji i w oryginale powinna być gotowana w kamionkowym garnku. Oczywiście, jeżeli takowego nie posiadacie, nie przejmujcie się. Wystarczy wam zwykły garnek do zupy, o ile oczywiście taki macie w domu.
Przygotowania rozpoczynamy od wizyty w sklepie rybnym. Tam kupujemy 2 kilogramy różnych ryb. Prawdziwą tajemnicą tej potrawy jest to, że mieszamy ryby morskie ze słodkowodnymi. W tymże samym sklepie kupujemy owoce morza. Tych ostatnich nie musi być wiele. Paczka mieszanki w zupełności nam wystarczy.
Następnie udajemy się do sklepu obok, gdzie kupujemy 2 duże cebule, 2 marchewki, pół kilograma dorodnych pomidorów, główkę czosnku, butelkę białego wytrawnego wina i dorodną pomarańczę.
Po powrocie do domu sprawiamy ryby, filetując je. Odcięte części wkładamy do garnka, dodajemy 2 listki laurowe, 4 goździki, pieprz ziarnisty i tymianek, i zalewamy wodą. Całość gotujemy przez półtorej godziny aż do otrzymania klarownego bulionu rybnego (Widzisz, jaki ważny jest dobry bulion!!!).
Kiedy bulion się nam gotuje, bierzemy rondel. Wlewamy do niego pół szklanki oliwy z oliwek, rozgrzewamy i wrzucamy drobno pokrojoną cebulę. Kiedy cebula się zeszkli, dodajemy pokrojone w kawałki ryby, poszatkowany czosnek, poszatkowaną marchewkę i pokrojone pomidory. Ta smakowitą masę zalewamy szklanką wina (reszta jeszcze się przyda... nie wypij od razu całej butelki). Z jednej ósmej pomarańczy ocieramy skórkę (na drobnej tarce wyjdzie nam prawie jak proszek) i łyżeczkę szafranu (można zastąpić kurkumą). Rondel trzymamy na ogniu przez piętnaście minut, aby się ładnie poddusiło. Zalewamy przecedzonym bulionem i dodajemy owoce morza. Gotujemy jeszcze 3 minuty i podajemy na stół z grzankami czosnkowymi. Talerze posypujemy koperkiem.
Bon apetite
Kiedy jeszcze mój ojciec przyznawał się do tego, że ma syna, często zapraszał mnie do swojego domu na tak zwane proszone obiady. O jego partnerce można z całą pewnością powiedzieć, że gotuje znakomicie.
Dzięki tym obiadom mój zeszyt z przepisami wzbogacił się o wiele naprawdę interesujących przepisów. Większość z nich co jakiś czas pojawia się na stole w moim domu. Oczywiście nadmiarem szczęścia byłoby, gdyby wszystkie z nich znajdywały uznanie w gustach domowników.
Przez wiele lat jednak miałem poważny problem.. Otóż mój były partner nie tolerował gotowania w domu ryb. Ryba to mój wróg – jak sam mawiał. Jedyną postacią ryby, jaką był w stanie znieść to filety. A ile razy można smażyć tą samą potrawę?
Dlatego też czasami, kiedy wyjeżdżał do swojej rodzinnej miejscowości, robiłem sobie rybną ucztę. Zapraszałem przyjaciół i gotowałem coś specjalnego. Dzisiaj chcę się z wami podzielić przepisem na jedną z najlepszych zup, jakie podpowiedziała mi partnerka mojego ojca.
Przepis ten pochodzi z południowej Francji i w oryginale powinna być gotowana w kamionkowym garnku. Oczywiście, jeżeli takowego nie posiadacie, nie przejmujcie się. Wystarczy wam zwykły garnek do zupy, o ile oczywiście taki macie w domu.
Przygotowania rozpoczynamy od wizyty w sklepie rybnym. Tam kupujemy 2 kilogramy różnych ryb. Prawdziwą tajemnicą tej potrawy jest to, że mieszamy ryby morskie ze słodkowodnymi. W tymże samym sklepie kupujemy owoce morza. Tych ostatnich nie musi być wiele. Paczka mieszanki w zupełności nam wystarczy.
Następnie udajemy się do sklepu obok, gdzie kupujemy 2 duże cebule, 2 marchewki, pół kilograma dorodnych pomidorów, główkę czosnku, butelkę białego wytrawnego wina i dorodną pomarańczę.
Po powrocie do domu sprawiamy ryby, filetując je. Odcięte części wkładamy do garnka, dodajemy 2 listki laurowe, 4 goździki, pieprz ziarnisty i tymianek, i zalewamy wodą. Całość gotujemy przez półtorej godziny aż do otrzymania klarownego bulionu rybnego (Widzisz, jaki ważny jest dobry bulion!!!).
Kiedy bulion się nam gotuje, bierzemy rondel. Wlewamy do niego pół szklanki oliwy z oliwek, rozgrzewamy i wrzucamy drobno pokrojoną cebulę. Kiedy cebula się zeszkli, dodajemy pokrojone w kawałki ryby, poszatkowany czosnek, poszatkowaną marchewkę i pokrojone pomidory. Ta smakowitą masę zalewamy szklanką wina (reszta jeszcze się przyda... nie wypij od razu całej butelki). Z jednej ósmej pomarańczy ocieramy skórkę (na drobnej tarce wyjdzie nam prawie jak proszek) i łyżeczkę szafranu (można zastąpić kurkumą). Rondel trzymamy na ogniu przez piętnaście minut, aby się ładnie poddusiło. Zalewamy przecedzonym bulionem i dodajemy owoce morza. Gotujemy jeszcze 3 minuty i podajemy na stół z grzankami czosnkowymi. Talerze posypujemy koperkiem.
Bon apetite
--
Homo homini cattus est