Trochę dziubania się przy tym jest, ale za to efekt wart zachodu.
Składniki na cztery porcje:
* drobiowy cyc podwójny
* marchewka duża lub dwie małe
* pietruszka mała
* cebula duża lub dwie małe
* dwie pieczarki
* kawałek pora
* puszka ananananasa
* miód (lejący się)
* 200g ryżu (dwie torebki)
* ćwiartka słodkiej papryki
* opcjonalnie kiełki soi i pędy bambusa
* pół szklanki mąki pszennej (lub pół na pół pszennej i kukurydzianej)
* jajco
* proszek do pieczenia
* 25ml wódki
* tłuszcze do smażenia: masło, olej
* przyprawy: sól, papryka słodka w proszku, ocet winny, sos sojowy, curry, kurkuma.
Zaczynamy od zamarynowania cyca. Kroimy go w kostkę i zalewamy marynatą złożoną z: łyżki miodu, łyżki octu, łyżki sosu sojowego, łyżeczki papryki w proszku i szczypty curry. I do lodówy z tym na jakiś czas (można spokojnie dzień wcześniej toto przygotować).
Marchewkę i pietruszkę kroimy w zapałki, cebulę, pora i pieczarki w półplasterki, paprykę w paski (niezbyt długie).
Na maśle dusimy pieczarki z cebulą. Można je solą sypnąć, szybciej wtedy wodę puszczą. My zaś w tym czasie mieszamy sobie ciasto do mięsiwa. Jajo z mąką trzeba wymieszać, dodając troszeczkę proszku do pieczenia, wódkę i tyle wody, żeby uzyskać ciasto dosyć gęstej konsystencji (powiedzmy jak oporny miód, ściekające z łyżki, ale topornie i leniwie).
No, to teraz zaczyna się jazda na trzy baty: Na jednej patelni rozgrzewamy nieco oleju, na drugiej - dużo. Na trzecim palniku gotujemy ryż w osolonym wrzątku z dodatkiem kurkumy.
Wywalamy kurczaka wraz z marynatą do tej patelni, gdzie oleju mniej (uwaga, będzie bydlak pryskał) i obsmażamy chwilę - aż się trochę mięcho zetnie, po czym wyławiamy wszystkie kawałki cyca, a do pozostałego tłuszczu z marynatą sypiemy zapałki z marchewki i pietruszki.
Kiedy drób nam nieco ocieknie, taplamy każdy kawałek w cieście i wysyłamy go do drugiej patelni. Smażymy w głębokim oleju, aż ciasto przybierze ciemnozłoty kolor). Ponieważ chwilę to potrwa. wykorzystujemy wolny czas na dorzucenie do patelni "warzywnej" uduszonych uprzednio pieczarek z cebulą.
Kolejne na tej patelni powinny wylądować kawałki pora, później pędy bambusa z kiełkami soi. Na koniec dodajemy paprykę oraz dwa-trzy plasterki pokrojonego w cząstki ananasa.
Pozostaje jedynie wymieszać razem ryż, warzywka i cycki, w razie potrzeby doprawić sosem sojowym - i podawać.
Smacznego życzę
Epilog: Oczywiście żeby było ach i och, ryż można ugotować na sypko, zamiast prymitywnie "bulkać woreczki". Ja akurat z tego rezygnuję, żeby nadążyć z pilnowaniem pozostałych dwóch palników. Poza tym wtedy łatwiej jeść pałeczkami, jeśli potrawa się nieco klei
P.S. Jako dziecko Górnego Śląska jestem dosyć sceptycznie nastawiony do "mieszania obiadu z kompotem" - czyli wtykaniu owoców w okolice mięsa. W przypadku tej akurat potrawy po raz pierwszy użyłem ananasa do czegoś, co nie było deserem - i uznałem, że było go trochę za mało (pierwsze, nieufne podejście obejmowało półtorej plasterka).
I ostatnia uwaga - można w składnikach ująć trochę więcej wódki, która w czasie pichcenia spoczywa sobie grzecznie w zamrażarce. Wtedy, kiedy już z napchanym brzuchem powrócimy do kuchni i ogarniemy wzrokiem to wszystko, co trzeba pozmywać - można sobie walnąć lufę, usiąść w fotelu i zobaczyć, czy nie ma jakiejś przedświątecznej promocji w sklepach AGD na zmywarki.
Składniki na cztery porcje:
* drobiowy cyc podwójny
* marchewka duża lub dwie małe
* pietruszka mała
* cebula duża lub dwie małe
* dwie pieczarki
* kawałek pora
* puszka ananananasa
* miód (lejący się)
* 200g ryżu (dwie torebki)
* ćwiartka słodkiej papryki
* opcjonalnie kiełki soi i pędy bambusa
* pół szklanki mąki pszennej (lub pół na pół pszennej i kukurydzianej)
* jajco
* proszek do pieczenia
* 25ml wódki
* tłuszcze do smażenia: masło, olej
* przyprawy: sól, papryka słodka w proszku, ocet winny, sos sojowy, curry, kurkuma.
Zaczynamy od zamarynowania cyca. Kroimy go w kostkę i zalewamy marynatą złożoną z: łyżki miodu, łyżki octu, łyżki sosu sojowego, łyżeczki papryki w proszku i szczypty curry. I do lodówy z tym na jakiś czas (można spokojnie dzień wcześniej toto przygotować).
Marchewkę i pietruszkę kroimy w zapałki, cebulę, pora i pieczarki w półplasterki, paprykę w paski (niezbyt długie).
Na maśle dusimy pieczarki z cebulą. Można je solą sypnąć, szybciej wtedy wodę puszczą. My zaś w tym czasie mieszamy sobie ciasto do mięsiwa. Jajo z mąką trzeba wymieszać, dodając troszeczkę proszku do pieczenia, wódkę i tyle wody, żeby uzyskać ciasto dosyć gęstej konsystencji (powiedzmy jak oporny miód, ściekające z łyżki, ale topornie i leniwie).
No, to teraz zaczyna się jazda na trzy baty: Na jednej patelni rozgrzewamy nieco oleju, na drugiej - dużo. Na trzecim palniku gotujemy ryż w osolonym wrzątku z dodatkiem kurkumy.
Wywalamy kurczaka wraz z marynatą do tej patelni, gdzie oleju mniej (uwaga, będzie bydlak pryskał) i obsmażamy chwilę - aż się trochę mięcho zetnie, po czym wyławiamy wszystkie kawałki cyca, a do pozostałego tłuszczu z marynatą sypiemy zapałki z marchewki i pietruszki.
Kiedy drób nam nieco ocieknie, taplamy każdy kawałek w cieście i wysyłamy go do drugiej patelni. Smażymy w głębokim oleju, aż ciasto przybierze ciemnozłoty kolor). Ponieważ chwilę to potrwa. wykorzystujemy wolny czas na dorzucenie do patelni "warzywnej" uduszonych uprzednio pieczarek z cebulą.
Kolejne na tej patelni powinny wylądować kawałki pora, później pędy bambusa z kiełkami soi. Na koniec dodajemy paprykę oraz dwa-trzy plasterki pokrojonego w cząstki ananasa.
Pozostaje jedynie wymieszać razem ryż, warzywka i cycki, w razie potrzeby doprawić sosem sojowym - i podawać.
Smacznego życzę
Epilog: Oczywiście żeby było ach i och, ryż można ugotować na sypko, zamiast prymitywnie "bulkać woreczki". Ja akurat z tego rezygnuję, żeby nadążyć z pilnowaniem pozostałych dwóch palników. Poza tym wtedy łatwiej jeść pałeczkami, jeśli potrawa się nieco klei
P.S. Jako dziecko Górnego Śląska jestem dosyć sceptycznie nastawiony do "mieszania obiadu z kompotem" - czyli wtykaniu owoców w okolice mięsa. W przypadku tej akurat potrawy po raz pierwszy użyłem ananasa do czegoś, co nie było deserem - i uznałem, że było go trochę za mało (pierwsze, nieufne podejście obejmowało półtorej plasterka).
I ostatnia uwaga - można w składnikach ująć trochę więcej wódki, która w czasie pichcenia spoczywa sobie grzecznie w zamrażarce. Wtedy, kiedy już z napchanym brzuchem powrócimy do kuchni i ogarniemy wzrokiem to wszystko, co trzeba pozmywać - można sobie walnąć lufę, usiąść w fotelu i zobaczyć, czy nie ma jakiejś przedświątecznej promocji w sklepach AGD na zmywarki.
--
Sygnatura ma grypę. Do odwołania.