Na początku XX w. również bywało upalnie. Poniżej dwa (spośród wielu) przepisy jak sobie z tym radzono m.in. w Wielkopolsce
Zimna zupa z piwa
Wziąć jeden litr zwyczajnego piwa, lecz uważać żeby nie było kwaśne, osłodzić dobrze, włożyć1/4 funta małych dobrze wymytych i w durszlaku osiąkniętych rodzenków, rżannego tartego chleba, 1/4 litra francuskiego wina, cytrynę pokrajaną w plasterki, lecz okrajaną z żółtej skórki i bez pestek, wszystko razem dobrze zamieszać i wynieść do sklepu* lub obłożyć lodem, aby podając na stół zupa była zimna. Rodzenki można też poprzednio krótko w wodzie zaparzyć.
*współczesnym odpowiednikiem sklepu jest lodówka
Chłodnik z ogórków
Odgotować trochę botwiny drobno w paski pokrajanej. Wziąć 1 litr sosu od kiszonych ogórków, zagotować, wyszumować, ostudzić i zmieszać z 1/2 ltr. kwaśnej śmietany, ćwikłą i parę garściami w cienkie plastry krajanych ogórków. Usiekać trochę kopru, ugotować parę jaj na twardo, pokrajać w kwaterki, obrać szyjki i nóżki od raków*, zmieszać wszystko razem, wlać do wazy i obłożyć ją lodem, aby zupa była chłodna.
* no tak, kiedyś raki kupowało się w budce za rogiem Pewno dałoby się obmyślić jakiś substytut
Mam nieodparte wrażenie, że oba przepisy znalazłyby zastosowanie także w sytuacjach poimprezowych
żródło: Kucharz Wielkopolski, Poznań 1904
--
Co rano to samo wyzwanie - jak nie dać sobie popsuć dobrego humoru i jak nie popsuć go innym...