Wstałam kiedyś bladym świtem o 12, głodna, niespecjalnie zdolna do kombinowania, zamroczona lekko. W lodówce były surowe kurze nogi i nieco światła, w pozostałych częściach kuchni szwędały się różne napoje.
Mięsko wrzuciłam do woreczka do pieczenia. Wlałam tam resztkę soku pomarańczowego, niewypity drink w postaci soku porzeczkowego z wódką, dodałam sól, płatki chili, kawałek kory cynamonu i ząbek czosnku. Upiekłam.
A przypomniało mi się dzisiaj, bo jeden z konsumentów porannych zwierzył mi się, że to wyjątkowo pyszne było.
Mięsko wrzuciłam do woreczka do pieczenia. Wlałam tam resztkę soku pomarańczowego, niewypity drink w postaci soku porzeczkowego z wódką, dodałam sól, płatki chili, kawałek kory cynamonu i ząbek czosnku. Upiekłam.
A przypomniało mi się dzisiaj, bo jeden z konsumentów porannych zwierzył mi się, że to wyjątkowo pyszne było.
--