Bardzo irytuje mnie poczta w mojej mieścinie i nie wiem, czy wolę, żeby paczki przychodziły na mój krakowski adres, gdzie mogą być narażone na niezrównoważoną psychicznie blondynę, która już mi raz zabiła muchołówki (wiem, że tylko kretyn wysyła muchołówki pocztą, ale cóż...), czy też na mój adres domowy...
Około 3m-cy temu zamawiałam sobie ja koszulki. Wszystko cacy, koszulki wysłane priorytetem, czekamy na paczkę. Siedziałam sobie w domu, rozmawiałam z kimś na gg, kiedy to dzwoni do mnie ojciec od siebie z pracy i mówi, że mu listonoszka dla mnie przyniosła awizo. Moje zdumienie było niesamowite, ponieważ:
1) nigdy (!) nie zamawiam niczego na adres, pod którym pracuje mój ojciec, tylko na adres domowy, a są to miejsca dość oddalone od siebie, więc widocznie listonoszka postanowiła sobie "ulżyć" i zanieść awizo do mojego ojca, zamiast wchodzić na 3 piętro w bloku i zastanawiać się, czy ktoś jest w mieszkaniu...
2) listonoszka przyniosła tylko awizo, ponieważ "paczka była duża, ciężka i nie chciało jej się dźwigać".
Trochę mnie to wkurzyło, ponieważ już kiedyś wyraziłam moją dezaprobatę w związku z tym, iż moje przesyłki były dostarczane do mojego ojca (co kilkakrotnie było przyczyną spięć). No ale ok... Poszłam do ojca po awizo i ruszyłam na pocztę. Stanęłam przy okienku, z uśmiechem podałam pani awizo, po czym usłyszałam burknięcie:
- Po 17stej! (Ponieważ listonosze wtedy wracają z niedoręczonymi przesyłkami)
Wyjaśniłam pani, iż awizo zostało przyniesione do mojego ojca, a pani listonosz stwierdziła, że nie chce jej się nosić paczki, więc jej nie wzięła z poczty, więc powinna ona na poczcie być... Pani z głośnym westchnięciem znaczącym tyle, co "niech mnie pani pocałuje w d*pę, bo mam ważniejsze sprawy, np. malowanie paznokci i czytanie szmatławców" poszła na dosłownie kilka sekund na zaplecze, po czym wróciła i stwierdziła, że paczki nie ma.
Zdenerwowana podziękowałam i wyszłam. Pochodziłam trochę po miasteczku i o godzinie 17:15 byłam na poczcie. To samo okienko, ta sama pani. Tym razem bez uśmiechu podałam awizo, pani spojrzała, przeczytała nazwisko i zapytała, co to jest, jak opakowane. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie wiem, ponieważ nie ja to wysyłałam i niech sprawdzi. Znów to samo westchnięcie, wyjście na zaplecze (kilka minut), powrót wraz z cudowną wonią papierosów i kawki, po czym pani podaje mi paczkę wielkości pudełka małej (naprawdę małej) pizzy, ważącą mniej niż 0,5kg, która leżała na szafce obok wagi. Paczka ta leżała tam również podczas mojej pierwszej wizyty, na co nie omieszkałam zwrócić uwagi, co zostało skwitowane zwyczajowym "jaka ta młodzież niewychowana!". Podziękowałam, wyszłam i obiecałam sobie, że przy następnej takiej akcji (cała akcja z listonoszką + to na poczcie) z miłą chęcią odwiedzę kierownika/czkę poczty i sobie porozmawiam na temat podwładnych
Jak ja nienawidzę tej instytucji...