Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Komiksy, które w dalszym ciągu czekają na ekranizację

110 447  
384   135  
Superman, Spiderman, X-men, Hulk – filmów opartych na kultowych komiksach napłodzono już sporo, a moda na ekranizowanie rysunkowych przygód superbohaterów nie jest wcale nowa. Pierwszy film o Batmanie trafił na ekrany w 1943 roku. My tymczasem zastanawiamy się czemu filmowcy od lat wałkują te same komiksowe postacie, a jakoś nie kwapią się do adaptacji znakomitych obrazkowych historii, które w dalszym ciągu czekają na swój filmowy debiut.

Po tym jak kina opanowali „Avengersi'' pozostaje nam tylko czekać na ekranizację „Ligi Sprawiedliwych”, gdzie to Superman padnie w objęcia Batmana, a Wonder Woman epicko zamacha biustem. Jest jednak jeszcze jeden komiks, w którym to spotykają się różni superbohaterowie. To powstała w 2006 roku seria „Marvel Zombies”.

Stajnię Marvela atakuje tajemniczy wirus i superbohaterowie, którzy dotąd walczyli po stronie ludzkości, nie tylko zmieniają front, ale i gniją, zaczynają brzydko pachnieć oraz zyskują iście wilczy apetyt na człowiecze mięso.


Nie ukrywamy - widok rozkładającego się Kapitana Ameryki tłukącego własną kością udową swe przerażone ofiary mógłby być równie fascynujący co wykradzione seks-video Pana Japy.

 

A oto i kolejna alternatywna historia związana z postaciami, które znamy i lubimy, ale w głębi duszy rzeczy uważamy za wyjątkowo lamerskie. Superman zawsze nas lekko irytował – czerwone gacie naciągnięte na wyjątkowo niemęski, obcisły kostiumik? I ten fikuśny loczek...
„Red Son” to komiks, który odpowiada na pytanie „Co by było gdyby przybysz z Kryptonu wylądował w sowieckiej Rosji?”


Jako że z socjalistycznych superherosów znamy tylko Asa z „Hydrozagadki”, czujemy mocny niedosyt, a możliwość śledzenia losów stojącego murem za partią i ludem Czerwonego Syna, byłaby dla nas miłym odpoczynkiem od naburmuszonych, amerykańskich stróżów prawa, porządku i złego smaku.


 

Wielu z nas z wypiekami na twarzy czytało „Wiedźmina”. To jeden z lepszych polskich literackich towarów eksportowych. Geralt z Rivii zabijał, chędożył i upajał się jaskółczym zielem zarówno na kartach książek, jak i komiksów, zagościł też w branży gier komputerowych oraz w filmie, za który Polacy do dziś przepraszają.

Mniej szczęścia miał Thorgal – gwiezdne dziecko, które za sprawą wyobraźni Grzegorza Rosińskiego oraz Jeana Van Hamme trafiło do krainy Wikingów. Komiksy o przygodach czarnowłosego wojownika czytane były przez małolatów na całym świecie, jednak mimo pewnych przymiarek, nigdy nie dane było Thorgalowi zagościć na ekranie.
                              

Podobno swego czasu do filmu przymierzał się Patryk Vega, autor „Ciacha” oraz nowej wersji przygód Hansa Klossa. Może to jednak lepiej, że jedynie na planach się zakończyło...
 

 

Mało znany u nas komiks o seksownej anielicy, która po tym jak zakwestionowała miłość, którą Bóg obdarzył ludzi, została przez niego wygnana z Nieba. Od tego czasu Avengelyne walczy z demonami, upiorami i innym plugawym paskudztwem zrodzonym z diabelskiego nasienia. Najbardziej interesującym fragmentem, który aż prosi się o przeniesienie na duży ekran, jest scena spektakularnej konfrontacji pomiędzy Synem Bożym a Zeusem.

Jeśli zabrałby się za to taki Michael Bay, to podejrzewamy, że mielibyśmy do czynienia z najbardziej efektownym pojedynkiem w historii kina.
 

 

Polski bohater skutecznie unikany przez polskich filmowców, którzy bardziej zajęci są kręceniem miernych sensacyjnych straszydeł policyjno-gangsterskich i romantycznych (do zarzygania) komedii. A przecież taki WilQ reprezentuje cechy, z którymi mógłby utożsamić się niejeden polski widz. Krzywonosy superheros z opolskiego blokowiska to zrzędzący, zakompleksiony buc, posługujący się rynsztokowym językiem meneli spod zieleniaka z tanimi napojami winopodobnymi.


Superbohater z niego żaden, ale trzeba mu przyznać – WilQ, posiadając magnetyczny czar godny chyba tylko lepu na muchy, to facet, którego można by rzec, znamy lepiej niż kogokolwiek innego. Właściwie to wielokrotnie mijamy jego klony w drodze do pracy.
Po sieciowych zaułkach krząta się nawet zwiastun animowanego filmu o WilQ. Miejmy nadzieję, że coś z tego powstanie.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=eedvVgPq1RQ

 

 

Imię Lobo to w wolnym tłumaczeniu z języka Khund „ten, który zjada wnętrzności i sprawia mu to przyjemność”. Postać ta zawiera wszystkie cechy, których komiksowy bohater mieć nie powinien – to masowy morderca, dziwkarz, wulgarny prostak i cham, pół-mózg, psychopata, płatny zabójca, pijaczyna i gbur. Oprócz tych kilku drobiazgów, Lobo to całkiem miły gość.

Do jego największych osiągnięć należy wybicie całej populacji zamieszkującej planetę, z której pochodzi oraz... zabicie samego świętego Mikołaja (wraz z Zajączkiem Wielkanocnym). Wprawdzie powstał krótkometrażowy film o Lobo, jednak potencjał jaki drzemie w tym skurczybyku nie został nawet w małej części wykorzystany. Zupełnie nie rozumiemy czemu plany ekranizacji przygód ostatniego Czarniana ciągle są przesuwane, kurde bele max!

 

 Na Trygława! Podczas gdy Francuzi są dumni z dorobku swoich komiksiarzy i całkiem zgrabnie ekranizują takie dzieła jak „Asterix”, „Immortal”, „Persepolis” czy znakomity „Blueberry”, to już polscy filmowcy zdają się nie dostrzegać potencjału drzemiącego w takich seriach jak na przykład „Kajko i Kokosz”. Jak na razie jedyne czego się doczekaliśmy to kilkuminutowy film animowany. A szkoda.

Realizacja filmu o przygodach mieszkańców Mirmiłowa mogłaby być świetnym pretekstem do rzucenia nieco światła na historię dawnych Słowian, ich wierzeń i tradycji. Pomysł nakręcenia produkcji o przygodach dzielnych wojów oraz ich wiecznych utarczek z namolnymi zbójcerzami co jakiś czas pojawia się łamach magazynów filmowych. Jednak wygląda na to, że większą szansę mamy na obejrzenie „Łyska z pokładu Idy” w 3D, niż dobrych produkcji opartych na polskich komiksach.

Uwaga niecnoty!
W tekście ukryliśmy mały konkurs - nagrodami jest 5 komiksów ufundowanych przez zaprzyjaźnionego wydawcę - Timof i cisi wspólnicy. Jeśli wspólnicy szefa wydawnictwa są równie cisi co on sam, to prawdopodobnie źle rozumiemy pojęcie cichości.
Pytanie konkursowe jest ukryte i w ciągu dnia 5 razy się zmieni - osoby, które jako pierwsze na nie odpowiedzą w komentarzach pod artykułem - wygrywają komiks-niespodziankę oraz wypity przez nas toast za zdrowie rodziny najbliższej.
Konkursik trwać będzie do godziny 22:01. Listę pięciu zwycięzców podamy w komentarzu i skontaktujemy się z prośbą o przesłanie nam adresu do wysyłki.

 

Oglądany: 110447x | Komentarzy: 135 | Okejek: 384 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało