<< >> wszystkie blogi

esos's absurdlog

Więcej na: http://30lat.blogspot.com/

Deser

2013-03-26 11:44:02 · 2 komentarze
Wieczorowa pora. Zalegamy z Najwspanialszą-Z-Żon w łożu małżeńskim leniwie trawiąc resztki kolacji. W tv leci kolejny program kulinarny (MC-GR), Najwspanialsza-Z-Żon z wypiekami na twarzy śledzi poczynania uczestników, ja staram się niezauważenie zdjąć okulary by przyciąć komara. Merdaty w połowie wczołgał się do sypialni udając, że wcale nie ma zamiaru załadować nam się do wyrka. Sielanka. Zapadam w błogą nieświadomość. Morfeusz bierze mnie w swe ramiona, gdzieś pod powiekami rozpoczyna się sen o wielkiej krówce-mordkoklejce błagającej mnie bym wziął ją do ust i przeżuwał, przeżuwał... Nagłe "EJ" wykrzyknięte przez Najwspanialszą-Z-Żon wyrywa mnie ze snu. Obraz megakrówki pryska, jedynie w ustach zostają ostatki do przeżucia. Cholerny katar... Starając się nie spopielić wzrokiem mej 2giej połowy, zapytuję kulturalnie: - no? - nie śpij! - nie śpię. Zamyśliłem się. - zjadłabym coś słodkiego. - ja jestem słodki. - chyba byłeś jak spałeś. - nie spałem, zamyśliłem się. Tak czy inaczej wygląda na to, że dziś moja kolej zrobić jakąś deserową paszę. Zwlekam się z łoża. Merdaty myśląc, że jego plan wczołgania się do sypialni został wykryty, ewakuuje się szybko do pokoju obok. Ja wkraczam do kuchni. Szybki rzut okiem na posiadane dobra, jak nie patrzeć - wychodzi głównie jajecznica studencka. Sięgam do najodleglejszych zakamarków, znajduję puszki z owocami. Ok, będzie na słodko. W niezwykle wykwintny sposób przerzucam podziabane widelcem kawałki ananasa i brzoskwini do kufla z piwa. Z kufla wygodnie będzie wciągać frukty nawet będąc w pozycji leżącej. Miącham zawartość. Przydałby się jakiś element dekoracyjny. W lodówce znajduję odrobinę bitej śmietany w sprayu. Dwa smarknięcia - no deser prawie idealny. Szczerze powiedziawszy wszystko wygląda jak mielone ośmiornice ozdobione pianką izolacyjną, ale w sypialni i tak jest półmrok to nie będzie nic widać. W akcie uniesienia posypuję jeszcze całość odrobiną Puchatka - no ja pierdzielę, toż to deser na widok którego nawet Gesslerowa by oniemiała. Tak, oniemiałaby zdecydowanie. Dumny z siebie jak bereciara z wykrycia żydokomunistycznego spisku, wkraczam do sypialni. Brzuch wciągnięty, pierś wypięta, dwa kufle w rękach. Ogólnie ociekam samozadowoleniem i zajebistością. Najwspanialsza-Z-Żon bierze kufel do ręki, przygląda się przez szklane ścianki zawartości. Jej lewa brew skoczyła w górę, końcówka prawego ucha zagięła się w dół. To jednoznaczny sygnał, że zaraz mi czymś dowali. Kilka sekund później z Jej ust pada: - ale jebnąłeś danie. Prawie jak Tali z MasterChefa. Widać w tym daniu Twój geniusz. Dobrze, że nie posypałeś wszystkiego maltodekstryną... Ożesz Ty! To ja z narażeniem życia puszki otwierałem, widelcem dziabałem narażając się na utratę zdrowia i oka i na śmierć przez rozerwanie zbuntowaną puszką śmietany w spray się narażałem, a Ona będzie sobie tak bezkarnie szydzić z mojego deseru?!?! O nie, w tym domu tak nie będzie! Wysilam szare komórki odpowiedzialne za cięte riposty i wyrzucam z siebie w kierunku Najwspanialszej-Z-Żon przeżuwającej kawałek ananasa: - żebyś wiedziała po czym się drapałem przed nałożeniem Ci owoców, to by Ci tak humor nie dopisywał! Najwspanialsza-Z-Żon przełknęła ananasa, zerknęła na mnie wzrokiem pełnym politowania, rzekła: - po czymkolwiek swoim byś się nie drapał to miałam to już w ustach albo na twarzy. Tak więc wiesz... Opadła mi szczęka, opadły mi ręce, opadła mi nawet śmietana na deserze. Szach mat. Tak jest, ożeniłem się z kobietą idealną.

Cicik

2013-03-06 10:24:24 · 1 komentarz
Kobieta. Równie niezbadana, co i nielogiczna. Nie do ogarnięcia są ścieżki, którymi podążają niewieście myśli. I nigdy, ale to nigdy nie wiesz, kiedy Niewiasta Twoja nagle stwierdzi, że coś NAGLE zaczęło Jej przeszkadzać. Ale tak BARDZO przeszkadzać. Kobiety mają swoje dziwne maskotki: yorki, rybki, pluszowe misie, kapcie z futerkiem, patelnie z różową rączką, nie wiem co tam jeszcze. Paskudztwa owe (znaczy się maskotki, nie kobiety) niby w oczy trochę kolą, jednak Prawdziwy Samiec wie, że trzeba zostawić w spokoju te artefakty by nie sprowadzać sobie na łeb problemów. Omijamy więc szerokim łukiem futrzate relikwie, czasami tylko (gdy nikt nie widzi) przydeptujemy niby to przypadkiem jazgoczącą karykaturę psa, zdarza się rybkom wrzucić do akwarium jakąś niespodziankę (zobaczmy, czy zjedzą śledzia w śmietanie), ewentualnie w trudniejszych momentach po barwniejszej dyspucie z Niewiastą, zdarzy się nam w ramach zemsty napierdzieć na ulubioną maskotkę naszej damy. Ale poza tym wszystkim szanujemy to całe dziadostwo walające się po mieszkaniu. Oczywiście w drugą stronę to nie działa. Bo nie. Prawdziwy samiec nie ma misiów, yorka, jedyne ryby jakie akceptuje to wędzony pstrąg, śledź pod setę, ewentualnie w ostateczności niedomyta nastka na woodstocku. Prawdziwy samiec ma coś innego, coś głębszego, coś bliższego ciału niż koszula i gacie razem wzięte. My mamy swoje ciciki w pępku! Nadajemy swoim cicikom imiona, kolekcjonujemy je, niepozorne ciciki dają nam tyle możliwości w temacie rozrywki! Można przy piwie robić zawody w kulaniu cicików na odległość, można nimi w kogoś rzucić, porównujemy swoje ciciki, a po naślinieniu palców da się wymodelować cicik na podobieństwo facjaty nielubianego kolegi z pracy. Mamy dwa ciciki? Jeszcze lepiej! Można z nich zrobić pół bałwanka, albo cycki, możemy zderzać ciciki symulując katastrofę drogową, zaś gdy dojdzie cicik trzeci - można już takim zbiorem żonglować! Ciciki TO JEST TO! Oczywiście największym problemem w temacie cikików jest Kobieta. Czasami gdy Prawdziwy Samiec stoi przed lutrem w łazience podziwiając swe boskie ciało, wpadnie do łazienki Niewiasta. Przylezie by zakłócić nasz spokój, przerwać chwile samczego samouwielbienia i co gorsze, wskazując palcem na samczy pępek zacznie robić raban: - fuuuuuuuuuuj!!!! CO TO JEST!?!?!? - no, cicik. - weź to wyjmij, zrób z tym coś!!! ...i nie pomagają tłumaczenia, prośby, powoływania się na sprawiedliwość, równość i braterstwo... - to ma mi natychmiast stąd zniknąć!!! Wywal to paskudztwo!!! "Sama jesteś paskudztwo" - pozostaje nam pomyśleć i posłusznie wymontować z pępka naszego cicikowego pieszczocha. ***** Późny wieczór. Leżę na kanapie opłakując utracony cicik. Najwspanialsza-Z-Żon od trzydziestu minut nawija do telefonu o tym, jak to ostatnio czapraczek pasował kolorem do owijek i jak konik ładnie się prezentował z nauszniczkami. Chujnia z grzybnią, wyć się chce, cicik poszedł do kibla, jestem sam na świcie i nikt mnie nie rozumie i nie kocha. Smutnym wzrokiem sunę po półce z książkami. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na... golarce do ubrań. Bo... golarka do ubrań ma taki przezroczysty pojemniczek, gdzie wpadają kłaczki i tam się rolują i powstaje... PRAWDZIWY CICIKOZAUR! Cichutko otwieram golarkę, biorę na dłoń kulkę śmiecia wszelakiego. Na mej samczej mordzie pojawia się uśmiech. Cicho szepcę do znaleziska spoczywające na dłoni: - witaj, jestem Emil, a Ty jesteś moim nowym cicikiem. Od dziś będziemy przyjaciółmi. Późny wieczór. Najwspanialsza-Z-Żon nadal telefonicznie analizuje różnice pomiędzy fioletem biskupim a fioletem śliwkowym, ale śliwkowym ze śliwki hiszpańskiej. Leżę na kanapie. Mój nowy cicik już ładnie ułożył się w pępku. Teraz moje samcze Ja jest kompletne.

Do dupy.

2013-02-10 11:30:42 · 2 komentarze
W życiu każdego Prawdziwego Samca pojawia się moment, gdy organizm jego wyraźnie sygnalizuje, że nadszedł oto koniec ziemskiego żywota i pora definitywnie kopnąć w kalendarz. Nie, nie chodzi o katar, nie chodzi o grypę, ani nawet o okrutną sraczusię, chodzi o temat, który sprawia, że każdy Samiec Alfa zadrży niczym liść na wietrze, potem się obleje, a i błysk przerażenia w oku się pojawi. ...bowiem bywa tak, że dupa nawali. Znaczy się zepsuje. Jako głowa rodziny, udaje się człek po popołudniowej kawie w stronę Jaskini Dumania w celu wiadomym. Idzie ciesząc się z gazetki pod pachą, gdyż nadchodzą momenty skupienia, ciszy, spokoju, błogie minuty spędzone w miejscu i okolicznościach pozbawionych wpływu Najwspanialszej-Z-Żon, poezja! I skupia się człek po dwakroć, to nad artykułem ciekawym, to nad kupaniem się skupia, to łza wzruszenia stoczy się po policzku gdy tekst o uratowanych szczeniaczkach przed oko trafi, to łza cierpienia zawita na licu gdy ostry kebab zjedzony poprzedniej nocy przypomni o sobie... I lecą tak minuty, kwadranse, aż nadchodzi koniec i należy ująć w dłoń swą papier jedwabisty by skorzystać z zalet faktu, że jest się cywilizowanym człowiekiem i pewne miejsca nie powinny przywodzić wonią na myśl stref, które sobie psy obwąchiwać zwykły. I gdy tak w skupieniu okolice kupienia człek smaga pociągnięciem gładkim, nagle pojawia się ona. Zwiastunka chorób, cierpienia, a może i zgonu. Krew! Nie pozostaje w tym momencie Prawdziwemu Samcowi nic innego, jak przełknąć gorzką pigułkę świadomości o nadchodzącym końcu, udać się do Najwspanialszej-Z-Żon i z duszą na ramieniu wieść okrutną przekazać: - Żono moja, obejmij mnie albowiem koniec mój się zbliża, dane nam będzie rozdzielonymi zostać przez trzy metry ziemi i płytę nagrobkową. Ja krwawię. - Zaciąłeś się? - Nie. - No to jak możesz krwawić? - No normalnie. - Znaczy się z czego? - No z dupy. ...i gdy trzy dni później sytuacja lepszą się nie staje, gdy krew nadal leje się gęsto, a i pierdziawa jakby bardziej sfatygowaną się wydaje, wtedy wiadomo już na sto procent. Należy udać się do lokalnego szamana celem przeglądu wylotu. ***** Godzina szesnasta minut dziesięć. Zjawiam się w rejonowej przychodni celem uzyskania skierowania do lekarza, który pomimo, że pacjentów ma wielu, to nie z twarzy ich kojarzy. Poczekalnia prawie pusta, po lewej sympatyczny młodzieniec płuca wypluwa odkasłując siarczyście, po prawicy nieco starszy jegomość chwieje się gorączką umęczony. Pielęgniarki w rejestracji sączą leniwie herbatkę parującą ze szklanek osadzonych w plastikowych koszyczkach, za drzwiami pokoju nr 10 słychać urywki rozmów przerywane seriami kichnięć. Po korytarzu przechadza się niewiasta wbita w kitel. Pielęgniarka zapewne jakaś, stażystka może. Kopytkuje to sobie w chodakach niczym łania po leśnej polanie, zwracając na siebie uwagę licem powabnym, linią smukłą a i zadkiem który by można określić słowem jednym: Ruchable. Odkasłujący po lewicy uśmiecha się w stronę niewiasty tajemniczej, starając się wypływającą z prawej dziurki nosa gilę dyskretnie wciągnąć, ten od gorączki też jakby życia nieco odzyskał. Wzrok jego ostry i wyraźny jasno mówi: oj maleńka, żeby to ja miał na karku piętnaście lat mniej... Siedzę i czekam myśląc: jeśli jestem tu od piętnastu minut i nie widziałem lekarza, to znaczy że nie przyszedł jeszcze do przychodni, a Kitlowa Niewiasta kręci się wokół recepcji z nudów. To by oznaczało, że zanim mnie przyjmie lekarz którego nie ma, to nie zdążę na obiad, a później przez to.... ...z zamysłu wyrwa mnie głos pielęgniarki z recepcji: - proszę pani doktor, karty pacjentów na dziś. Zaćmionym z przerażenia wzrokiem obserwuję, jak pielęgniarka wręcza Kitlowej Niewiaście plik kart, w tym moją. Ona nie jest tu do pomocy. Ona jest lekarzem. I to ona będzie słuchać łzawej historii o moim... ...o kurwa. Sekundy dłużą się niczym minuty, minuty jak godziny. Patrzę nieprzytomnym wzrokiem na drzwi gabinetu. Wychodzi na to, że będę następny. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiego partnera do porywających rozmów o sraniu! W końcu z gabinetu wychodzi pacjent od gorączki. Przełykam nerwowo ślinę. Gdzieś z wnętrza otwartego pomieszczenia dobiega mnie ciche: - następny proszę. O ja pierdolę. ***** Siedzimy sobie przy biurku. Ona i ja. Ona w kitlu, ja w stresie. - w czym mogę panu pomóc? - pada z jej ponętnych ust. Staram się ułożyć jakieś zdanie przewyższające poziomem stwierdzenie "krwawię z dupy". Nie wiem jak zacząć. Może jakąś poezją w stylu Oczy Twoje lśnią niczym gwiazda nowa, a mi przy sraniu krew leci gdzieś z rowa. Nie, to odpada. Wlepiam ślepia w plakat wiszący na ścianie przełykając ślinę. Wdech, wydech, wdech, wydech. - zauważyłem kilka dni temu... (że leci mi krew z dupy jak sram i wyszły i na zewnątrz dziwne kulki) ...że chyba mam jakieś problemy z... (ze sraniem, całość wygląda jakbym nażarł się gwoździ) ...z wypróżnianiem, a dokładniej odnoszę wrażenie, że... (krew leje się jak z zarzynanej świni i nawet myślałem, że mi jakaś żyłka w dupie pękła) ...że na papierze zostają krwawe ślady. Do tego bóle i pieczenie... (gorzej jak po ostrym kebabie u Izmira) ...do tego spory dyskomfort... (czuję się, jakbym walnął kreta w gacie) ...i ciągłe uczucie jakbym nie do końca... (się wysrał) ...się wypróżnił. No i z tego co widziałem i czytałem posiłkując się wujkiem Google, wychodzi mi że powinienem porozmawiać z proktologiem, a że potrzebne mi do niego skierowanie od lekarza rodzinnego, to jestem u Pani. Ufffffffffff! udało się, powiedziałem to! Odpowiedzi którą uzyskałem, nigdy bym się nie spodziewał. - No to musimy to pooglądać. Jak to kurwa pooglądać. Co to, Nasza Klasa, że będziemy sobie oglądać wypięte dupy? Jakie kurwa pooglądać? Nie wystarczyło, że poopowiadałem?!?! Kitlowa niewiasta sięga do szuflady wyciągając gumowe rękawiczki. Zwiewnym gestem ręki zaprasza do pokoiku obok. Z ust jej malinowych płyną słowa: - zapraszam do zabiegowego. Wchodzę do sąsiedniego pomieszczenia. Z jednej strony kozetka, cztery metry dalej biureczko. Jeśli siądzie przy biurku a ja na kozetce, to być może bez zbliżania się do mnie rzuci okiem z daleka i stres się skończy. Nie. Kitlowa Niewiasta przysuwa krzesełko do kozetki. No nie no, jak to, mam pokazać tej anielskiej niewieście swe Oko Szatana?!? - proszę zsunąć spodnie, położyć się na lewym boku na kozetce i podciągnąć kolana pod brzuch. No nic. Przeżyłem urologię to i oglądanie pierdziawy przetrwam. Tu nie ma się co stresować, chodzi o zdrowie. Żarty żartami, ale lekarz to lekarz. Nawet jeśli to lekarka. I do tego ładna lekarka. Ciekawe jaką ma na sobie bieli... Strumień myśli został gwałtownie rozbity przez małe, białe pudełeczko, które znikąd pojawiło się w jej elfich dłoniach. Na pudełeczku wyraźny i jednoznaczny napis się znajdował. WAZELINA. O kurwa. O kurwa. O kurwa. O kurwa. Przez moment mam jeszcze nadzieję, że spękały lekarce usta i chce je posmarować wazeliną by ulżyć sobie w cierpieniu, jednak gruba warstwa mazidła nakładana na niewieście palce prawej dłoni wbitej w rękawiczkę wyraźnie dają znać, że to nie z jej ustami palce będą miały do czynienia. - proszę się rozluźnić - dobiegł mnie jej głos słodki niczym słoik miodu - na początku może być pewien dyskomfort, a nawet odrobina bólu, ale to będzie chwilowe. Biorę wdech, wydech, chcę powiedzieć, że jestem gotowy. Otwieram usta by przemówić, lecz... ...rozwarta została ma czeluść mroczna, palec wiedzy medycznej sięgnął źródła problemów i kręcąc się niczym gówno w przerębli zbierał wiedzę w ciemnobrązowym bagnie kwintesencji tego wszystkiego, co w człowieku najgorsze i czego pozbyć się rano po kawusi wypada. - czy coś boli w którymś miejscu? Tak kurwa, boli mnie moja męska duma, boli mnie samoocena, boli mnie świadomość, że zostałem analnie spenetrowany niczym zniewieściały współwięzień dwumetrowego mordercy o ksywie Czuły Roman, boli mnie myśl o tym, że... ..ej, faktycznie mnie coś boli. - tak, po lewej stronie chyba coś się dzieje. Lekarka sprawnie znajdując wspomnianą lokalizację dokładnie sprawdza co się dzieje. Bolesny dyskomfort na chwilę odsuwa niewygodne myśli, gdy nagle przypomina mi się, że gdzieś tam jest prostata. A co jeśli mi dotknie prostaty a mój organizm prawidłowo zareaguje gigantycznym, bezceremonialnym wzwodem?!?! I będę tak leżał ze sterczącym drągiem mając w dupie palec uroczej lekarki?!?!? JA PIERDOLĘ ZABIERZCIE MNIE STĄD!!! ...pyk! Ciche pyknięcie przywodzące na myśl otwieranie butelki szampana nagle zakończyło cały koszmar. Dupsko me pozbawione dłoni błądzących tam, gdzie nikt poza mną nie ma dostępu odetchnęło z ulgą. A ja wraz z nim. - proszę się ubrać. Złażę z kozetki podciągając gacie. Nie, nie będę się wstydził. Ja jestem chory, a ona jest lekarką. To była tylko pomoc medyczna i nie ma w tym nic wstydliwego. Staję wyprostowany, dumny, niczym pomnik Pstrowskiego. Bez grama wstydu czy zakłopotania patrzę w oczy lekarki i przemawiam. - czy to koniec badania? - tak, zapraszam do pierwszego gabinetu. Kitlowa Niewiasta rusza przodem ponętnie kołysząc biodrami. W pokoju obok znów siada za biurkiem, naprzeciw jej siadam ja - pacjent. Z pełną powagą rozmawiamy o tym, co mi dolegało. Dostaję wszelkie wytyczne, sugestie, porady, informacje płyną z jej ust niosąc nadzieję na całkowite wyzdrowienie. Kilka recept kończy sprawę. Dziękuję, żegnam się. Wychodząc z gabinetu odwracam się jeszcze w drzwiach patrząc przez chwilę na lekarkę. Może i młoda, może i ładna, może i będąc kawalerem określiłbym ją jako niezłą dupę, ale... kompetentna. Miła i pomogła. Uśmiecham się raz jeszcze myśląc: ...wiem gdzie dziś grzebałaś paluszkiem, ty mała zboczona świnko! Wychodząc z przychodni zastanawiam się czy jednak nie lepiej, że trafiłem na nią, a nie tego lekarza co zwykle. W końcu to facet. I kawał chłopa. Zaraz zaraz, czy on aby nie miał wielkich łapsk? Auć...
«123
Autor
  • RSS - blog esos
  • Najpopularniejsze posty
    Moje pliki
    Moje albumy w Szaffie
    Linki
    Statsy bloga
    • Postów: 0
    • Komentarzy: 15
    • Odsłon: 19149

    Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi