Przeczytałam właśnie nowy zbiór opowiadań Studzińskiego. Autor wypala się najwyraźniej. Po tylu powieściach (dokładnie po dwunastu) wydał „broszurkę” z dwudziestoma opowiadaniami. Opowiadania te traktują o tak prostych sprawach i o najzwyczajniejszych ludziach, że przez moment zastanawiałam się, czy w ogóle ją recenzować. Przemknęła mi przez głowę myśl, żeby może przemilczeć fakt ukazania się zbiorku. Zignorowanie bywa najokrutniejszym ciosem, najbardziej złośliwym komentarzem. Obawiam się jednak, że ktoś posądzi mnie, że nie jestem na bieżąco. Nie mogą sobie pozwolić na taką kompromitację.
Po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że użycie pewnych sformułowań w zetknięciu z banalną treścią opowiadań nada mi jeszcze bardziej intelektualnego charakteru. Przygotowałam już sobie kilka takich wyrazów i zwrotów. Wypisałam je w notesie ale poszukam jeszcze około dwudziestu, no może trzydziestu i dopiero zacznę pisanie recenzji. Nie zdecydowałam jeszcze ostatecznie czy będzie ona pozytywna czy negatywna, zależy to od tego, jakie słowa uda mi się zebrać. Na razie mam: etalaż (użyje go w zwrocie „etalaż emocjonalno- intelektualny”, interieur (użyję go do metafory opisującej otwartość autora w umieszczaniu wątków autobiograficznych), lorgnon (zamiast pisać o przecieraniu oczu ze zdziwienia użyję „podnoszenia lorgnon do oczu”- co prawda nie mam lorgnon, ale mam w planie taki zakup). Mam też z łaciny „modus faciendi” oraz „prater legem”. Te łacińskie określenia po prostu wsadzę gdzieś między wiersze, na pewno będą pasowały. Śpieszę się ze znajdywaniem nowych określeń, bo mam ich niewiele a recenzja ma być gotowa za dwa dni.
Przed chwilą w radiu słyszałam piękny wyraz „afirmacja”. Na pewno nikt nie będzie wiedział co oznacza ( nawet ja sama pierwszy raz go słyszę) i „fatalizm”. Ten „fatalizm” to oczywiste co oznacza więc skłaniam się powoli ku recenzji krytycznej. Tym bardziej, że jeżeli napiszę coś pozytywnego, to nikt się tym nie przejmie szczególnie, albo co gorsza pomyśli, że ten Studziński jest bardziej zaawansowany intelektualnie ode mnie. Właściwie, to wszystko jedno co napiszę i tak nie przeczyta tego nikt dostatecznie rozwinięty literacko, kulturoznawczo czy intelektualnie. Nie sięgnie po nią nikt dostatecznie dojrzały emocjonalnie. Wszakże Dostojewski, Proust, Gombrowicz już nie sięgają po recenzje.
Kochani czytelnicy „Zeszytów literatury i sztuki”
Sięgnęłam dziś po tak długo wyczekiwane, nowe dzieło ojca naszych sukcesów na niwie literatury europejskiej, naszej Dumy narodowej Edgara Marii Bene- Studzińskiego. Jeszcze pachnące drukarnią i atramentem rękopisu pochłonęłam, nie mogąc oderwać się ani na chwilę. Jakież było moje zdumienie i brwi uniosły się wysoką ponad lorgnon gdy po kilku zaledwie godzinach przemówiła do mnie ostatnia strona tej cudnej zdawałoby się z początku prozy.
Nieźle, może nieco pensjonarskie, ale widać dobre wychowanie i wpajane wartości już od najmłodszych lat.
Zdumiał mnie najmocniej etalaż emocjonalno- intelektualny autora, co przy jego bagażu doświadczeń i dokonań jest mocno
Muszę to zostawić na razie, bo nie napisałam w notesie co znaczy ten etalaż i teraz nie wiem, zapomniałam. Później dokończę to zdanie, gdy wrócę do domu, bo nie mam z sobą słownika wyrazów obcych ( oczywiście Kopalińskiego, jakiż by inny).
Na krótkie zatrzymanie się zasługuje zwłaszcza opowiadanie pod jakże uroczym tytułem : „Za chmurami zawsze Słońce i gwiazdy ”. Na wskroś jest ono bowiem przesiąknięte fatalizmem. Chciałoby się aż krzyknąć: :”więcej optymizmu kolego, więcej wiary w szczęśliwe tory losu”. Okrzyk ten zawiera taki ładunek afirmacji optymizmu radości, że
Swoją drogą, to on chyba wie, ze się wypala i stąd ten fatalizm, no najwyżej, że ma jakieś inne problemy, ale tym nie mam zamiaru się zajmować.
Na razie przerywam pracę. Mam jeszcze dwa dni, lepiej nie śpieszyć się zanadto. Pośpiech może tylko zniweczyć dzieło.
Po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że użycie pewnych sformułowań w zetknięciu z banalną treścią opowiadań nada mi jeszcze bardziej intelektualnego charakteru. Przygotowałam już sobie kilka takich wyrazów i zwrotów. Wypisałam je w notesie ale poszukam jeszcze około dwudziestu, no może trzydziestu i dopiero zacznę pisanie recenzji. Nie zdecydowałam jeszcze ostatecznie czy będzie ona pozytywna czy negatywna, zależy to od tego, jakie słowa uda mi się zebrać. Na razie mam: etalaż (użyje go w zwrocie „etalaż emocjonalno- intelektualny”, interieur (użyję go do metafory opisującej otwartość autora w umieszczaniu wątków autobiograficznych), lorgnon (zamiast pisać o przecieraniu oczu ze zdziwienia użyję „podnoszenia lorgnon do oczu”- co prawda nie mam lorgnon, ale mam w planie taki zakup). Mam też z łaciny „modus faciendi” oraz „prater legem”. Te łacińskie określenia po prostu wsadzę gdzieś między wiersze, na pewno będą pasowały. Śpieszę się ze znajdywaniem nowych określeń, bo mam ich niewiele a recenzja ma być gotowa za dwa dni.
Przed chwilą w radiu słyszałam piękny wyraz „afirmacja”. Na pewno nikt nie będzie wiedział co oznacza ( nawet ja sama pierwszy raz go słyszę) i „fatalizm”. Ten „fatalizm” to oczywiste co oznacza więc skłaniam się powoli ku recenzji krytycznej. Tym bardziej, że jeżeli napiszę coś pozytywnego, to nikt się tym nie przejmie szczególnie, albo co gorsza pomyśli, że ten Studziński jest bardziej zaawansowany intelektualnie ode mnie. Właściwie, to wszystko jedno co napiszę i tak nie przeczyta tego nikt dostatecznie rozwinięty literacko, kulturoznawczo czy intelektualnie. Nie sięgnie po nią nikt dostatecznie dojrzały emocjonalnie. Wszakże Dostojewski, Proust, Gombrowicz już nie sięgają po recenzje.
Kochani czytelnicy „Zeszytów literatury i sztuki”
Sięgnęłam dziś po tak długo wyczekiwane, nowe dzieło ojca naszych sukcesów na niwie literatury europejskiej, naszej Dumy narodowej Edgara Marii Bene- Studzińskiego. Jeszcze pachnące drukarnią i atramentem rękopisu pochłonęłam, nie mogąc oderwać się ani na chwilę. Jakież było moje zdumienie i brwi uniosły się wysoką ponad lorgnon gdy po kilku zaledwie godzinach przemówiła do mnie ostatnia strona tej cudnej zdawałoby się z początku prozy.
Nieźle, może nieco pensjonarskie, ale widać dobre wychowanie i wpajane wartości już od najmłodszych lat.
Zdumiał mnie najmocniej etalaż emocjonalno- intelektualny autora, co przy jego bagażu doświadczeń i dokonań jest mocno
Muszę to zostawić na razie, bo nie napisałam w notesie co znaczy ten etalaż i teraz nie wiem, zapomniałam. Później dokończę to zdanie, gdy wrócę do domu, bo nie mam z sobą słownika wyrazów obcych ( oczywiście Kopalińskiego, jakiż by inny).
Na krótkie zatrzymanie się zasługuje zwłaszcza opowiadanie pod jakże uroczym tytułem : „Za chmurami zawsze Słońce i gwiazdy ”. Na wskroś jest ono bowiem przesiąknięte fatalizmem. Chciałoby się aż krzyknąć: :”więcej optymizmu kolego, więcej wiary w szczęśliwe tory losu”. Okrzyk ten zawiera taki ładunek afirmacji optymizmu radości, że
Swoją drogą, to on chyba wie, ze się wypala i stąd ten fatalizm, no najwyżej, że ma jakieś inne problemy, ale tym nie mam zamiaru się zajmować.
Na razie przerywam pracę. Mam jeszcze dwa dni, lepiej nie śpieszyć się zanadto. Pośpiech może tylko zniweczyć dzieło.
--