pozor! pozor! długie to i blogowate (bo z bloga pochodzi)
Kiedy myślę o słowie 'spotkanie' mam na mysli kawiarnię. Jest ciemno, na dworze pada śnieg, samochody oblepione po same dachy ledwo poruszają się w koleinach, ludzie zakapturzeni i zaszalikowieni po same uszy skaczą poprzez zaspy. W sklepie dla dzieci naprzeciwko ten taki gruby w czerwonym dresie macha jakimś dzwonkiem i wydziera się wniebogłosy, czego to on wszystkim nie życzy. Ja tymczasem siedzę w kawiarni, na wyściełanym zieloną materią krześle, popijam czarną bez cukru, zaciągam się Diarumem Black i czekam na osobę z którą spotkać się mam.
ot takie wyobrażenie.
Kiedy myślę o słowie 'przyjaciel' to mam na myśli świetnie ubranego młodego człowieka. Takiego może koło trzydziestki - wiek najlepszy, bo już zarabia na siebie, a jeszcze nie osiadł na laurach i nie śledzi losów klanu złotopolskich. Ten człowiek... dobrze ubrany, włosy od niezłego fryzjera, nienagannie wyczyszczone buty, w dłoni neseser. Nie pali, bo to passe, dziewczynę ma, ale spotykają się raz na tydzień, samochodem nie jeździ, bo ma blisko - w końcu wynajmuje to mieszkanie na kruczej nie na darmo. Ciężko pracował na swój wygląd: 5 lat prawa to całkiem sporo, ale się opłacało; codzienna siłownia i basen raz w tygodniu, żeby zmyć z siebie małomiasteczkowość. Ten człowiek... idzie, ale jak on idzie! On idzie w taki sposób w jaki przeciętny facet (nie bójmy się użyć tego określenia: facet!) nawet we snie nie chodzi! Idzie w taki sposób, że nie wiem czy on idzie w moją stronę czy w przeciwną. Jak wychodzi z przejścia pod alejami to ja nie wiem czy on wchodzi czy schodzi. No prime classe w najpełniejszym wydaniu. ten człowiek... wydusił z siebie małomiasteczkowość ciężkim treningiem. Siermiężne ćwiczenia psycho-ruchowe, wyczerpujące lektury, wnikliwe obserwatorstwo pomogły. Widzę go. Zatrzymał się na chwilę. Co on robi? - myślę sobie gdy ten drapie się po głowie i coraz bardziej wnikliwie przygląda się kloszardowi śpiącemu na ławce. Kloszerdzisko przeobrzydliwe! Zapluty, zarzygany śmierdzi od niego na pół śródmieścia. mimo to piękny człowiek budzi go. No kurwa co on robi! Czego ty chcesz od tego menela? komórkę ci ukradł? Napluł na ciebie i teraz, pod nieobecność jego żulowskiej świadomości łomot mu spuścisz? Menel się obudził. Chwilę patrzyli na siebie, chwilę rozmawiali. Żulek oparł się na ramieniu pieknego pana po czym poszli w kierunku kruczej. Nie wytrzymałem! - Panie! Co pan robisz? Zostaw pan pijaka!
...
- eh pijak jak pijak... w liceum w jednaj ławce siedzieliśmy... trzeba kolegę poratować no nie?
Skasował mnie! Celowo, intencjonalnie, socjologicznie, psychologicznie, wychowawczo, przyjacielsko i mentalnie skasował mnie! Wyciągnął mi z gniazdka wtyczkę, przestałem działać. Jak malakser czy inne cholerstwo! No tryby stanęły z wielkim zgrzytem.
Jak już się uruchomiłem, pomyślałem: ten świat jeszcze ma szanse. marną, ale jeszcze ma!
Kiedy mam na myśli chorobę, to widzę dzieciaka umierającego na białaczkę, jak myślę o biedzie to od razu przed oczami staje mi ugandyjska rodzina, która musi przeżyć miesiąc za jednego dolara. Gdy mówisz mi o tym że kogoś kochasz, to ja widzę Jej oczy wpatrzone w oczy moje, gdy mi mówisz o nienawiści: widzę esesmana strzelającego do Żyda.
Pojęcia...ona mają dla mnie ściśle określony sens. Każde, nawet najprostsze słowo, każdy rzeczownik czy czasownik mają za sobą historię, mają znaczenie. Dlatego też gdy za spotkanie uważasz pół rozmowy, za przyjaciela chama, który tylko o pieniądzach myśli, za chorobę ból gardła, a za biedę kilka tysięcy na koncie, to t y j u ż n i e n a s z. Ty już nie mój, ty już nie ze mną.
Kiedy myślę o słowie 'spotkanie' mam na mysli kawiarnię. Jest ciemno, na dworze pada śnieg, samochody oblepione po same dachy ledwo poruszają się w koleinach, ludzie zakapturzeni i zaszalikowieni po same uszy skaczą poprzez zaspy. W sklepie dla dzieci naprzeciwko ten taki gruby w czerwonym dresie macha jakimś dzwonkiem i wydziera się wniebogłosy, czego to on wszystkim nie życzy. Ja tymczasem siedzę w kawiarni, na wyściełanym zieloną materią krześle, popijam czarną bez cukru, zaciągam się Diarumem Black i czekam na osobę z którą spotkać się mam.
ot takie wyobrażenie.
Kiedy myślę o słowie 'przyjaciel' to mam na myśli świetnie ubranego młodego człowieka. Takiego może koło trzydziestki - wiek najlepszy, bo już zarabia na siebie, a jeszcze nie osiadł na laurach i nie śledzi losów klanu złotopolskich. Ten człowiek... dobrze ubrany, włosy od niezłego fryzjera, nienagannie wyczyszczone buty, w dłoni neseser. Nie pali, bo to passe, dziewczynę ma, ale spotykają się raz na tydzień, samochodem nie jeździ, bo ma blisko - w końcu wynajmuje to mieszkanie na kruczej nie na darmo. Ciężko pracował na swój wygląd: 5 lat prawa to całkiem sporo, ale się opłacało; codzienna siłownia i basen raz w tygodniu, żeby zmyć z siebie małomiasteczkowość. Ten człowiek... idzie, ale jak on idzie! On idzie w taki sposób w jaki przeciętny facet (nie bójmy się użyć tego określenia: facet!) nawet we snie nie chodzi! Idzie w taki sposób, że nie wiem czy on idzie w moją stronę czy w przeciwną. Jak wychodzi z przejścia pod alejami to ja nie wiem czy on wchodzi czy schodzi. No prime classe w najpełniejszym wydaniu. ten człowiek... wydusił z siebie małomiasteczkowość ciężkim treningiem. Siermiężne ćwiczenia psycho-ruchowe, wyczerpujące lektury, wnikliwe obserwatorstwo pomogły. Widzę go. Zatrzymał się na chwilę. Co on robi? - myślę sobie gdy ten drapie się po głowie i coraz bardziej wnikliwie przygląda się kloszardowi śpiącemu na ławce. Kloszerdzisko przeobrzydliwe! Zapluty, zarzygany śmierdzi od niego na pół śródmieścia. mimo to piękny człowiek budzi go. No kurwa co on robi! Czego ty chcesz od tego menela? komórkę ci ukradł? Napluł na ciebie i teraz, pod nieobecność jego żulowskiej świadomości łomot mu spuścisz? Menel się obudził. Chwilę patrzyli na siebie, chwilę rozmawiali. Żulek oparł się na ramieniu pieknego pana po czym poszli w kierunku kruczej. Nie wytrzymałem! - Panie! Co pan robisz? Zostaw pan pijaka!
...
- eh pijak jak pijak... w liceum w jednaj ławce siedzieliśmy... trzeba kolegę poratować no nie?
Skasował mnie! Celowo, intencjonalnie, socjologicznie, psychologicznie, wychowawczo, przyjacielsko i mentalnie skasował mnie! Wyciągnął mi z gniazdka wtyczkę, przestałem działać. Jak malakser czy inne cholerstwo! No tryby stanęły z wielkim zgrzytem.
Jak już się uruchomiłem, pomyślałem: ten świat jeszcze ma szanse. marną, ale jeszcze ma!
Kiedy mam na myśli chorobę, to widzę dzieciaka umierającego na białaczkę, jak myślę o biedzie to od razu przed oczami staje mi ugandyjska rodzina, która musi przeżyć miesiąc za jednego dolara. Gdy mówisz mi o tym że kogoś kochasz, to ja widzę Jej oczy wpatrzone w oczy moje, gdy mi mówisz o nienawiści: widzę esesmana strzelającego do Żyda.
Pojęcia...ona mają dla mnie ściśle określony sens. Każde, nawet najprostsze słowo, każdy rzeczownik czy czasownik mają za sobą historię, mają znaczenie. Dlatego też gdy za spotkanie uważasz pół rozmowy, za przyjaciela chama, który tylko o pieniądzach myśli, za chorobę ból gardła, a za biedę kilka tysięcy na koncie, to t y j u ż n i e n a s z. Ty już nie mój, ty już nie ze mną.